Przywódcy Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii są zgodni: polityka wielokulturowości się nie sprawdziła. Jako ostatni przyznał to prezydent Francji Nicolas Sarkozy. – Za bardzo koncentrowaliśmy się na tożsamości osoby, która do nas przyjeżdża, zamiast na tożsamości kraju, który udziela jej gościny – powiedział francuski przywódca. Jego zdaniem należy szanować różnice kulturowe, ale nie można doprowadzać do tego, by różne społeczności się od siebie separowały.
[srodtytul]Płonące przedmieścia[/srodtytul]
Francja od kilku lat ma coraz większy problem z imigrantami z krajów muzułmańskich, którzy nie integrują się ze społeczeństwem. Z badań Narodowego Instytutu Statystyki (INSEE) wynika, że potomkowie imigrantów z Afryki, Azji i Turcji stanowią dziś jedną dziesiątą mieszkańców kraju (jest ich 6,5 mln). Do tego dochodzi ponad 5 mln imigrantów. W sumie 11,7 mln ludzi, których korzenie kulturowe znajdują się poza Francją. Jedna trzecia żyje w regionie paryskim. Reszta gnieździ się w wielkich gettach na obrzeżach dużych miast, takich jak Lyon, Tuluza czy Marsylia. Integrują się źle lub nie integrują się wcale. Według Narodowego Instytutu Demografii (INED) mają niższe wykształcenie od Francuzów, zarabiają średnio o 13 procent mniej, a 20 procent z nich jest bezrobotnych. Niezadowolenie wyrażają w gwałtowny sposób – co roku dochodzi do brutalnych zamieszek na przedmieściach dużych miast. Do niektórych gett nie przyjeżdżają już ani służby ratownicze, ani straż pożarna. Ze strachu, że zostaną obrzucone kamieniami i koktajlami Mołotowa. Powstały tam prawdziwe strefy bezprawia.
W obliczu wielkiej klęski integracyjnej Sarkozy rozpoczął debatę nad tożsamością narodową. We wrześniu 2010 roku wprowadzono zakaz noszenia burek islamskich w miejscach publicznych. Izba niższa parlamentu debatuje nad nową ustawą imigracyjną, która ma określić, kto będzie miał prawo do pobytu we Francji. Sarkozy chce, by ci, którzy zamierzają się ubiegać o francuskie obywatelstwo, musieli przestrzegać podstawowych zasad i wartości Republiki. W 2010 roku Francja wydaliła 30 tys. nielegalnych imigrantów, dwukrotnie więcej niż rok wcześniej.
Narasta wrogość wobec muzułmanów. Liderka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego (FN) Marine Le Pen określiła modlitwy wyznawców Allaha na ulicach jako „okupację”. Choć wszyscy potępili ją za te słowa, prezydent przyznał, że on również nie godzi się na „islam we Francji”.