Pół miliona złotych przeciwko reformie?

Wieloletnie oszczędności, które leżały na kontach NSZZ "Solidarność", związek wyda na emerytalną wojnę

Aktualizacja: 26.03.2012 21:39 Publikacja: 26.03.2012 21:32

Pół miliona złotych przeciwko reformie?

Foto: Fotorzepa, pn Piotr Nowak

Akcja protestacyjna NSZZ "Solidarność" przeciwko wydłużeniu wieku emerytalnego nabiera rozmachu. Z naszych szacunków wynika, że związkowcy wydadzą na nią co najmniej pół miliona złotych. Ile dokładnie? Nie chcą zdradzić. – Wydamy tyle, ile będzie trzeba – mówi Marek Lewandowski, rzecznik "S".

Najwięcej pieniędzy pochłonie transport. Dziennie przed  Kancelarią Premiera będzie pikietowało 600 osób. Każdego dnia całodobową wartę będą pełnili związkowcy z innego regionu. Wczoraj dyżur miał region gdański, dziś Śląsk i Małopolska, w kolejnych dniach region mazowiecki i dolnośląski. Dodatkowo kilka tysięcy związkowców ma się pojawić przed Sejmem w piątek. Oznacza to, że tylko w tym tygodniu na warszawskich ulicach może protestować około pięciu tysięcy osób. Aby tak duża grupa mogła dostać się do Warszawy, związek musi wynająć ok. 125 autokarów. Przy obecnych cenach paliw i usług transportowych to koszt rzędu 250 tys. zł

Do tego trzeba doliczyć  10 tys. na telebim, który w piątek znajdzie się przed Sejmem. Dzięki niemu zgromadzeni będą mogli śledzić debatę posłów i głosowanie nad wnioskiem o referendum emerytalnym.

Sporo pieniędzy pochłonie katering. Jak policzyli pracownicy firmy Cateringwarszawa.pl, zapewnienie takiej grupie dwóch posiłków dziennie przez tydzień to wydatek 100 tys. zł.

Inną ważną pozycję w budżecie strajkowym stanowi spot reklamowy, wyemitowany w miniony piątek. Filmik pokazywano trzy razy w telewizji publicznej przed "Wiadomościami", za co trzeba było zapłacić ok. 60 tys zł. Ponadto prezentowano go 64 razy w pasmach regionalnych, co kosztowało co najmniej 100 tys. zł.

Skąd "Solidarność" ma takie pieniądze? – Akcję finansujemy ze specjalnego funduszu strajkowego (tworzonego ze składek i oszczędności – red.) – mówi Lewandowski.

Związkowe składki stanowią znaczące źródło majątku. Ich wysokość jest uzależniona od przychodów członka: w "S" stanowią 0,82 proc. jego miesięcznej pensji. – Co miesiąc na związkowe konta trafia co najmniej pół miliona złotych – opowiada prezes dużej spółki wydobywczej zatrudniającej  20 tys. pracowników.

Rachunek jest prosty: ze średniej pensji, która w firmach wydobywczych sięga ok. 6 tys. zł brutto, składka wynosi 25 – 30 zł. To oznacza, że największe firmy wydobywcze, w których pracuje ponad 120 tys. osób, a uzwiązkowienie przekracza niekiedy 100 proc. załogi (można należeć do więcej niż jednego związku), generują przychody sięgające miesięcznie nawet 3 mln zł. Tak więc na konto central związkowych trafia tylko z tego sektora od 600 tys zł do nawet 1,2 mln zł miesięcznie. Ponadto związki zawodowe mogą prowadzić też działalność gospodarczą – jakie mają przychody z tego tytułu, tego nikt nie wie. "S" inwestuje posiadane zasoby: w fundusze, lokaty i nieruchomości.

Na pensje, pomieszczenia, prąd...

Majątek na związki zawodowe. Płacą przedsiębiorstwa

Eldorado dla związkowców jest górnictwo. W Jastrzębskiej Spółce Węglowej tzw. uzwiązkowienie wynosiło na koniec ubiegłego roku 115,2 proc. Oznacza to, że część pracowników należała do więcej niż jednej organizacji. – Mamy 37 związków zawodowych – mówi "Rz" Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW.

Na same tylko wynagrodzenia i ZUS dla związkowców spółka wydała w 2011 r. prawie 11 mln zł. Do tego dochodzą jeszcze m.in. koszty oddanych pomieszczeń, media itp.

Na zarobek górniczego związkowca składa się średnia z trzech ostatnich pensji ze stanowiska, które zajmował przed oddelegowaniem (a najczęściej było ono wysokie), barbórka i czternastka (to ok. 2,5 – 3 pensji), ewentualna nagroda jubileuszowa i nagroda z zysku oraz kilka ton deputatu węgla (równowartość ok. 5 tys. zł). W efekcie część związkowców zarabia rocznie 140 – 150 tys. zł brutto.

Kompania Węglowa, największa spółka tej branży  w UE, wydaje rocznie ok. 26 mln zł na związki (utrzymanie zarządu to niespełna 1,5 mln zł). W przypadku KGHM było to w zeszłym roku 10,4 mln zł, PKN Orlen – 1,9 mln zł, a PKP SA, spółki matki kolejowej grupy – kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie.

kbac, ais, ar, awk

Akcja protestacyjna NSZZ "Solidarność" przeciwko wydłużeniu wieku emerytalnego nabiera rozmachu. Z naszych szacunków wynika, że związkowcy wydadzą na nią co najmniej pół miliona złotych. Ile dokładnie? Nie chcą zdradzić. – Wydamy tyle, ile będzie trzeba – mówi Marek Lewandowski, rzecznik "S".

Najwięcej pieniędzy pochłonie transport. Dziennie przed  Kancelarią Premiera będzie pikietowało 600 osób. Każdego dnia całodobową wartę będą pełnili związkowcy z innego regionu. Wczoraj dyżur miał region gdański, dziś Śląsk i Małopolska, w kolejnych dniach region mazowiecki i dolnośląski. Dodatkowo kilka tysięcy związkowców ma się pojawić przed Sejmem w piątek. Oznacza to, że tylko w tym tygodniu na warszawskich ulicach może protestować około pięciu tysięcy osób. Aby tak duża grupa mogła dostać się do Warszawy, związek musi wynająć ok. 125 autokarów. Przy obecnych cenach paliw i usług transportowych to koszt rzędu 250 tys. zł

Do tego trzeba doliczyć  10 tys. na telebim, który w piątek znajdzie się przed Sejmem. Dzięki niemu zgromadzeni będą mogli śledzić debatę posłów i głosowanie nad wnioskiem o referendum emerytalnym.

Sporo pieniędzy pochłonie katering. Jak policzyli pracownicy firmy Cateringwarszawa.pl, zapewnienie takiej grupie dwóch posiłków dziennie przez tydzień to wydatek 100 tys. zł.

Społeczeństwo
Seria zatruć. Powodem rzadka choroba Zalewu Wiślanego?
Społeczeństwo
Child Alert. Poszukiwana jedenastolatka odnalazła się
Społeczeństwo
Psychiatra o zbrodni na UW: Oblaliśmy jako społeczeństwo dwa testy
Społeczeństwo
Imigrant dobry, pod warunkiem, że jest sprawdzony
Społeczeństwo
Najnowsza prognoza pogody na 10 dni. Kiedy wreszcie będzie cieplej?