Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz planuje, że już na pierwszym posiedzeniu po wakacjach rząd zajmie się przygotowywanym w jego resorcie projektem ustawy wprowadzającej urlopy wychowawcze dla przedsiębiorców i rolników. Problem w tym, że zgłoszono do niego tak dużo uwag, iż prace mogą przeciągnąć się nawet do późnej jesieni.
– W ustawie znalazły się rozwiązania, które nadmiernie faworyzują rolników – tłumaczy Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan. Ustawa miała zagwarantować, że wszyscy rodzice, opiekujący się dziećmi, mają mieć opłacane z budżetu składki emerytalne. Dziś taki przywilej mają jedynie pracownicy na urlopach wychowawczych. Po wejściu w życie nowej ustawy, otrzymają go samozatrudnieni, ubezpieczeni w KRUS, a także nieubezpieczeni. Z takiego prawa skorzystają do ukończenia przez dziecko 4 lat, a budżet opłaci składki maksymalnie przez okres trzech lat.
Wysokość transferów dla przedsiębiorców i pracowników będzie jednakowa – budżet zapłaci składkę emerytalną i rentową wyliczaną od tzw. podstawy, która wyniesie do 60 proc. średniej pensji. Niepracujący dostaną mniej – podstawa wyniesie 75 proc. minimalnej pensji. W systemie powszechnym te pieniądze nie będą wydawane na bieżąco, ale niemal w całości księgowane na indywidualnych rachunkach w ZUS.
Inaczej sytuacja wygląda z rolnikami. Jeśli zgłoszą, że zajmują się dziećmi, budżet zapłaci za nich bieżące składki, jakie teraz sami wpłacają do KRUS.
Na tym nie koniec różnic. Przedsiębiorcy skorzystają z urlopu, tylko gdy wcześniej zakończą lub zawieszą działalność. Podobnie jest z pracownikami – przechodząc na urlop wychowawczy, rezygnują z pracy. Rolnicy będą w lepszej sytuacji – wystarczy, że złożą w KRUS oświadczenie, iż opiekują się dzieckiem i przestaną płacić i tak niewysokie składki. – Z chwilą, gdy nowe przepisy wejdą w życie, pod KRUS ustawią się kolejki rodziców – tłumaczy Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Bank.