Australia jest jednym z 12 państw świata, w których głosowanie jest obowiązkowe, a za uchylanie się od tego obowiązku grożą konsekwencje prawne (w Australii jest to niewysoka grzywna).
Adam Easton z Nowej Południowej Walii uznał jednak, że w jego przypadku kara się nie należy, co postanowił udowodnić przed sądem. Mężczyzna wyjaśnił, że gdyby wbrew sobie zagłosował poczułby się "moralnie zdeprawowany".
Australijczyk powołał się na przepisy wyborcze, które stanowią, że od obowiązku głosowania mogą być zwolnione osoby, w przypadku których udział w wyborach byłby niezgodny z wyznawaną przez nich religią.
Easton, który, jak sam podkreśla jest agnostykiem, przekonywał sędziego, że wierzy w wolność - ideologię, która kształtuje jego poglądy i jest fundamentem wyznawanych przez niego wartości.
Sędzia David Heilpern przychylił się do jego argumentacji. To pierwszy przypadek, w którym wyborca został zwolniony z obowiązku głosowania w oparciu o przepis mówiący o sprzeczności aktu głosowania z wierzeniami religijnymi.