Dość paradoksalnie, polska psychiatria najszybciej zmieniała się w latach siedemdziesiątych. Pod wpływem takich orędowników jak prof. Kazimierz Jankowski czy dr Maria Pałuba, doszło do zmian - nazwalibyśmy - antysystemowych. Liczba łóżek szpitalnych zaczęła się z roku na rok zmniejszać, wchodziły nowe leki i nowe formy leczenia. Renesans przeżywała psychoterapia. Oddział Leczenia Nerwic w Komorowie zamienił się w ośrodek odpowiadający nowym cywilizacyjnym wyzwaniom – stał się ośrodkiem przyjmującym osoby ze środowisk twórczych, obciążonych w pracy stresem, np. dziennikarzy. Tworzono wtedy zręby opieki środowiskowej („hospitalizacje domowe”) - chodziło o to, żeby niekoniecznie i nie każdego zamykać w wielkich szpitalach psychiatrycznych. Generalnie, od tego czasu zachowujemy się jak rycerze pod Giewontem. Czekamy.
No tak, potem mamy mroczne lata stanu wojennego a następnie eksplozję wolności. Czy wtedy poprawił się stan zdrowia psychicznego Polaków?
Warto odnotować, że w historii mieliśmy tylko dwa spadki w częstości samobójstw – w 1980 roku i 1989 roku. To kluczowe daty w politycznym kalendarzu Polski i przyczynek do rozważań, jak polityka wpływa na stan psychiczny obywateli. Niestety systemowo, po 1989 roku mieliśmy raczej czas zaniechań. Cały czas trwał proces likwidacji łóżek szpitalnych, ale przyrzeczona redystrybucja z zaoszczędzonych w ten sposób środków nie następowała. W połowie lat 90 tych mieliśmy najszybszy na świecie wzrost zgłaszalności z powodów depresyjnych.
Takie były koszty przemian społeczno-gospodarczych tamtych lat. Tymczasem liczba łóżek szpitalnych spadła poniżej kryzysowego wskaźnika 4/10.000. Powstało trochę oddziałów w szpitalach ogólnych - ale pamiętajmy - nie chodzi tu o łóżka lecz o system. Pobyt w szpitalu jest tylko apogeum kryzysu u człowieka – w przebiegu zaostrzenia choroby, próby samobójczej.
Cały czas mówimy o tym jak ratować system a nie mówimy jeszcze jak osiągnąć jakość która spowoduje, że będziemy realizowali nowe wyzwania, że wyjdziemy im na przeciw a nie, że wciąż będziemy usiłowali je dogonić.
To bardzo dobre pytanie. Mamy już drugi Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego. Oba programy mają niestety jeden wspólny aspekt : ani słowa o pieniądzach. Są to więc właściwie zbiory refleksji, projektów. Przypominam sobie jedną z narad ws. Narodowego Programu, gdzie pytaliśmy o pieniądze, a „ktoś” odpowiedział, że pieniądze nie są najważniejsze, że najważniejsze jest przeobrażenie moralne. Dodam też, że nigdy nie usłyszałem, by psychiatria miała otrzymać zasadniczo zwiększone środki na rozwój, natomiast często słyszałem, że jakakolwiek zmiana musi zawrzeć się w dotychczasowych środkach.
Należy też jasno powiedzieć, że treść Narodowego Programu sprowadza się do jednego postulatu - tworzenia powiatowych centrów zdrowia psychicznego, a więc stworzenia sieci podstawowej opieki psychiatrycznej. Nie ma w nim natomiast koncepcji rozwoju specjalistycznej psychiatrii, np. psychiatrii dzieci i młodzieży czy psychogeriatrii. Nie ma też informacji o systemie leczenia zaburzeń depresyjnych czy przeciwdziałania zagrożeniom samobójczym.
Czy możemy powiedzieć, że każdy samobójca jest chory psychicznie? Kim są osoby, które odbierają sobie życie? Czy ktoś to bada ?
Pamiętam badania w łódzkich szkołach, gdzie nawet 1/10 nastolatków miało myśli samobójcze. Jesteśmy na świecie na 5 miejscu jeśli idzie o samobójstwa męskie. Liczba ta rośnie od początku XXI wieku. Dramatycznie wzrasta liczba samobójstw wśród młodzieży.
Termin depresja oznacza dwie rzeczy: depresję w rozumieniu klasyfikacji międzynarodowej (zaburzenie) oraz tylko obniżony nastrój (objaw). Jeśli przyjmiemy to drugie, to depresja wiąże się z samobójstwami. Jednak na podstawie danych KG Policji - większość samobójstw nie jest powiązana z zaburzeniami psychicznymi. Około 5,5 tys osób rocznie odbiera sobie życie w Polsce. Główną przyczyną jest wykluczenie, bezrobocie, utrata pracy, rozstanie. Robiliśmy badania analizujące ogół przyczyn. Wykluczenie połączone z brakiem perspektyw na zmianę to krytyczny mechanizm. Bieda, czyli też forma wykluczenia, przyczynia się do samobójstw (świętokrzyskie, łódzkie, częściowo śląskie).
Co dzieje się w mózgu człowieka, który dochodzi do wniosku, że nie chce żyć?
Wszyscy zagrożeni samobójstwem faktycznie chcą żyć, ale w krytycznym momencie uznają, że nie jest to możliwe. Jeśli krytyczne jest wykluczenie, to jest to zarazem cel najważniejszy dla racjonalnej interwencji.
Czy 200 tys. rocznie niedoszłych samobójców w Polsce powinno trafić do psychiatry?
To niewykonalne, ale lepiej żeby tak się działo. To kwestia diagnozy. Znam studentkę medycyny, która dokonała 36 prób samobójczych. Jest bardzo pracowitą osobą, której krytycznym problemem są – jak się okazało po badaniu – problemy separacyjne.
W Polsce większość samobójstw dokonuje się przez powieszenia. Na szczęście nie mamy dostępu do broni palnej. Co dzieje się z osobą, która jeszcze żyje lub jest po próbie? Popatrzmy na stolicę - Warszawę. Szpital Praski, w którym jest ośrodek zatruć, nie ma oddziału psychiatrycznego. To jest przykład braku rozwiązań systemowych. Część osób jest następnie wypisywana stamtąd, a część przewożona do innych szpitali.
Prognozy są prawdopodobnie jeszcze gorsze, skoro wszyscy już głośno mówią o epidemii depresji u dzieci i młodzieży...
Najwięcej aktów samobójczych (czyli prób samobójczych) jest wśród nastolatków. Dorośli są „tylko” skuteczniejsi w odebraniu sobie życia. Pamiętajmy - rocznie mamy jak się szacuje 200 tys takich prób. Próby mają różny poziom determinacji, chociaż pamiętajmy, że nawet jeśli chce się, by mnie uratowali, to pomoc może nie nadejść.
A co może zrobić młody człowiek i jego rodzice kiedy potrzebują pomocy?
UNICEF zbadał kraje OECD i wyszło, że jesteśmy na trzecim miejscu od końca jeśli idzie o satysfakcję z życia młodzieży i dzieci. To ważny wskaźnik . Dużo mówi nam o tym gdzie cywilizacyjnie i zdrowotnie jesteśmy. Dziś dzieci w Polsce są społecznymi sierotami. Rodzice pracują najdłużej (po Grecji) w Europie, nie wiedząc co dzieje z ich dziećmi. I co dalej? Najprostsza rada: być ze sobą.
Wraz z pokwitaniem (13-15 lat) samobójstwa z poziomu bliskiego 0 podnoszą się do poziomu bliskiego dorosłym. Właśnie wtedy powinniśmy pracować profilaktycznie najwięcej.
Niedawno zakończono programy żywieniowe w szkołach (mleko, owoce i warzywa, dożywianie). Okazało się, że tendencja do „zajadania stresu” jest silniejsza od zdrowej diety. Taka jest skala napięć w tym pokoleniu.
Praktycznie: Widzimy, że z dzieckiem dzieje się coś złego? Gdzie możemy się udać?
Nie ma w Polsce centrów kryzysowych, które jako pierwsze diagnozowałyby i rozpoczynały terapię. Niektóre światlejsze samorządy próbowały je organizować z własnych budżetów. W większości były to projekty społeczne, nie mające związku z medycyną. To trochę tak, jak współczesna relacja pomiędzy opieką społeczną a opieką zdrowotną: nic o sobie nie wiemy chociaż pacjenci są ci sami.
Rodzice są praktycznie zdani na własną determinację i pomysłowość w znajdywaniu wsparcia. Faktem jest, że generalnie system psychiatryczny nieformalnie „zatrudnił” armię opiekunów, matek, ojców, etc. w ramach wypełniania luki pomiędzy potrzebami a faktycznymi możliwościami udzielania pomocy. Pamiętajmy jednak, że z wszystkich zawodów, zawód opiekuna cierpi najczęściej na depresję.
Niestety nie ma też rozwiązań systemowych z zakresu psychiatrii dzieci i młodzieży. Narodowy Program na ten temat milczy. Mamy zaledwie 200 psychiatrów dzieci i młodzieży. Powinno być ich co najmniej dwa razy więcej. Słynny jest już przykład województwa podlaskiego, w którym nie ma w ogóle oddziału psychiatrii dzieci i młodzieży. W wielu krajach ratowano się w podobnych sytuacjach, przesuwając granicę interwencji „dorosłych” psychiatrów, jak np. we Włoszech, nawet do 13 roku życia. Wydaje się, że przynajmniej w jakimś zakresie i w części ośrodków, granica mogłaby być obniżona do 16 roku życia.
Na koniec powiem o doświadczeniu Węgier, kraju o nieproporcjonalnie dużej liczbie samobójstw od lat. W związku z tym tworzono wiele narodowych programów, które miały zaradzić kryzysowi. Najbardziej radykalne polegały na „odebraniu” problemu samobójstw i przekazaniu go do rozwiązania takim specjalistom jak socjologowie, a następnie psychologowie. Dopiero po około 20 latach odkryto na powrót, że występuje zależność – im większy dostęp do porad psychiatrycznych, tym niższym poziom samobójstw.