Andrzej Poczobut. Niedzisiejszy bohater

Znany dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi (ZPB) od pół roku siedzi w więzieniu. Za wolność naszą i waszą.

Publikacja: 25.09.2021 06:34

Andrzej Poczobut

Andrzej Poczobut

Foto: PAP, Rafał Guz

Andrzeja poznałem w 2012 roku, w Grodnie, gdy robiłem reportaż o krętych ścieżkach Polaków na Białorusi. – Pochodzisz z okolic Naroczy. To znane tereny. Tam oddział Kmicica walczył – rzucił zaskakująco na powitanie. Chodziło mu o porucznika AK Antoniego Burzyńskiego (pseudonim „Kmicic)”, dowódcę pierwszego oddziału partyzanckiego na Wileńszczyźnie, oszukanego i zamordowanego przez sowietów w 1943 roku. Mało kto zna historię wschodniej części II RP tak dobrze, jak Andrzej Poczobut. O takich ludziach mówi się „chodząca encyklopedia”. W głowie ma mapy działań wojennych i nazwiska polskich bohaterów, oddających życie w walce o swoją ziemię. Poczobut nie tylko o tym pamięta, ale przez wiele lat dbał o to, by ta pamięć żyła i nie została zatarta przez reżim Aleksandra Łukaszenki. Ten ostatni od początku swoich rządów postawił na totalną rusyfikację kraju. Andrzej od lat walczył nie tylko o prawdę historyczną, ale i o język, kulturę i tożsamość polską na Białorusi.

Poczobut od początku uważał, że ZPB musi być niezależną od władz organizacją. Dlatego w 2005 roku, po zaaranżowanym przez rządzących w Mińsku rozłamie, znalazł się po stronie odważnych, działających mimo zastraszania i ciągłych represji. Płacił za to wysoką cenę, aresztu doświadczał m.in. po wyborach prezydenckich w 2010 roku, gdy przy okazji pacyfikacji opozycji demokratycznej reżim postanowił uderzyć w „nieposłusznych” Polaków. Po wyjściu na wolność dalej robił swoje. Dyktaturę Łukaszenki krytykował na łamach niezależnych białoruskich mediów i polskiej "Gazety Wyborczej", za co był nawet oskarżany o „zniesławienie prezydenta”.

Czytaj więcej

Łukaszenko szantażuje więzionych Polaków

Gdy po wyborach prezydenckich w sierpniu 2020 roku wybuchły protesty, Andrzej Poczobut był jednym najczęstszych komentatorów w polskich mediach. Znad Niemna relacjonował sytuację na Białorusi, która z każdym dniem rysowała się w coraz ciemniejszych barwach. Liczba więźniów politycznych i zmuszonych do emigracji Białorusinów rosła, zamykały się niezależne media i organizacje. Andrzej nie miał wątpliwości, że przyjdzie też kolej na Polaków.

Ale stało się to szybciej, niż zakładał. Od 25 marca siedzi za kratami. Władze oskarżyły go (wraz z szefową ZPB, Andżeliką Borys) o „rozpalanie nienawiści na tle przynależności narodowej”. Grozi im za to nawet kilkanaście lat łagrów. Zarzuty całkowicie spreparowano, a cała sprawa została wymyślona przez białoruskie służby.

"W takich sprawach, jak moja, podobne zachowanie (napisanie listu z prośbą o ułaskawienie - red.) byłoby niemoralne i niegodne pamięci bohaterów AK"

Andrzej Poczobut w liście cytowanym przez Radio Swoboda

Mimo fali represji, Andrzej nie tylko nie uciekł z kraju, ale też nie zgodził się wyjść na wolność, pod warunkiem opuszczenia Białorusi (pod koniec maja, za wstawiennictwem Kazachstanu, z więzienia pod Mińskiem, na granicę z Polską, wywieziono trzy działaczki mniejszości polskiej). Władze w Mińsku trzykrotnie proponowały mu napisanie listu do dyktatora z prośbą o ułaskawienie. Trzykrotnie odmówił.

"W takich sprawach, jak moja, podobne zachowanie (napisanie listu z prośbą o ułaskawienie - red.) byłoby niemoralne i niegodne pamięci bohaterów AK" – napisał Poczobut w jednym ze swoich listów, który cytowało Radio Swaboda. Poczobut doskonale rozumie, o czym pisze w liście, że czeka go „długotrwały pobyt w więzieniach i łagrach”.

"Andrzej długo będzie czekał na kolejną możliwość ułaskawienia" – grzmi propaganda Łukaszenki, nie kryjąc irytacji.

Poczobut woli siedzieć w nieludzkich warunkach w więzieniu, byle tylko nie zdradzić swoich przekonań i wyznawanych wartości. Takich ludzi reżim Łukaszenki nienawidzi najbardziej i na nich skupia swój gniew, wydając wieloletnie wyroki.

Czy łatwo Andrzejowi było podjąć taką decyzję, w sytuacji, gdy w domu czekają na niego żona i dzieci? Na pewno nie było to łatwe. Poczobut zdaje sobie jednak sprawę z tego, że jeżeli władze wypchną z ojczystej ziemi takich ludzi jak on i Andżelika Borys, o Polsce na Białorusi będą przypominać jedynie groby na cmentarzach i tablice pamiątkowe w kościołach - o ile reżim Łukaszenki ich nie zdemontuje.

Andrzej Poczobut z pewnością jest bohaterem, w dodatku bohaterem niedzisiejszym. Bo dziś trudno spotkać takich ludzi, jak on.

Akcja #UwolnićPoczobuta

25 września minie pół roku od dnia, gdy reżim Aleksandra Łukaszenki uwięził Andrzeja Poczobuta, dziennikarza "Gazety Wyborczej" i działacza Związku Polaków na Białorusi. Z tego powodu Fundacja Grand Press inicjuje akcję, w ramach której w weekend 25-26 września w największych mediach w Polsce pojawią się materiały o więzionym dziennikarzu. W akcji uczestniczy m.in. "Rzeczpospolita".

Andrzeja poznałem w 2012 roku, w Grodnie, gdy robiłem reportaż o krętych ścieżkach Polaków na Białorusi. – Pochodzisz z okolic Naroczy. To znane tereny. Tam oddział Kmicica walczył – rzucił zaskakująco na powitanie. Chodziło mu o porucznika AK Antoniego Burzyńskiego (pseudonim „Kmicic)”, dowódcę pierwszego oddziału partyzanckiego na Wileńszczyźnie, oszukanego i zamordowanego przez sowietów w 1943 roku. Mało kto zna historię wschodniej części II RP tak dobrze, jak Andrzej Poczobut. O takich ludziach mówi się „chodząca encyklopedia”. W głowie ma mapy działań wojennych i nazwiska polskich bohaterów, oddających życie w walce o swoją ziemię. Poczobut nie tylko o tym pamięta, ale przez wiele lat dbał o to, by ta pamięć żyła i nie została zatarta przez reżim Aleksandra Łukaszenki. Ten ostatni od początku swoich rządów postawił na totalną rusyfikację kraju. Andrzej od lat walczył nie tylko o prawdę historyczną, ale i o język, kulturę i tożsamość polską na Białorusi.

Pozostało 80% artykułu
Społeczeństwo
Alarmujący raport WHO: Połowa 13-latków w Anglii piła alkohol
Społeczeństwo
Rosyjska wojna z książkami. „Propagowanie nietradycyjnych preferencji seksualnych”
Społeczeństwo
Wielka Brytania zwróci cztery włócznie potomkom rdzennych mieszkańców Australii
Społeczeństwo
Pomarańczowe niebo nad Grecją. "Pył może być niebezpieczny"
Społeczeństwo
Sąd pozwolił na eutanazję, choć prawo jej zakazuje. Pierwszy taki przypadek