Trend ma charakter globalny. Według waszyngtońskiego instytutu Global Population Education (GPE) w ciągu najbliższych czterdziestu kilku lat liczba mieszkańców ziemi wzrośnie z 6,5 do 9 miliardów. Największy przyrost ludności przypadnie na miasta, w których będzie wówczas żyło aż dwie trzecie mieszkańców globu (obecnie połowa).
Gigantyczne kilkudziesięciomilionowe metropolie będą stwarzały większe problemy w krajach Trzeciego Świata niż na Zachodzie ze względu na słabszą infrastrukturę i niższy poziom życia . To właśnie tam na przedmieściach powstaną największe dzielnice nędzy, na ulicach będą się szerzyć epidemie, przestępczość i bezrobocie, a mieszkańcom najszybciej zabraknie dachu nad głową.Nie oznacza to jednak, że amerykańskie i europejskie megamiasta unikną problemów.
– Przekonała się już o tym zaledwie 5- milionowa Atlanta, gdzie już zaczyna brakować źródeł bieżącej wody – powiedział „Rzeczpospolitej” dyrektor GPE Werner Fornos. Przewiduje on, że również Polska będzie w końcu musiała się zmierzyć z kłopotami związanymi z funkcjonowaniem zbyt dużych metropolii.
Z tego co wiem, już obecnie trwa napływ mieszkańców z prowincji do kilku największych miast, jak Warszawa czy Kraków. Działają u was te same mechanizmy co wszędzie na świecie. Ludzie przemieszczają się do miast, bo tam jest praca. Za kilkadziesiąt lat przytłaczająca większość Polaków zapewne skupi się w tych kilku ośrodkach – podkreślił amerykański naukowiec.Przewidywania te potwierdzają eksperci z Europejskiej Agencji Ochrony Środowiska (EEA) z Kopenhagi. Według nich w niektórych krajach UE za kilkanaście lat zaledwie 10 proc. ludzi będzie mieszkało na wsi.
W przypadku Starego Kontynentu wiąże się to jednak nie tyle z wysokim przyrostem naturalnym, ile ze zmianą trybu życia.Ludzie nie tylko coraz częściej uciekają z mniejszych miejscowości, ale mają również coraz większe wymagania. Żyjący dłużej i często samotnie Europejczycy domagają się coraz większych mieszkań i domów. Te zaś szybko obrastają w sklepy, restauracje i drogi.