Piewcy neosocjalizmu

Wzmacnianie państwa nie zlikwiduje nierówności społecznych. Bo państwo nie kieruje się „wolą ludu”, ale oczekiwaniami elit. Elity zaś dbają o zabezpieczenie swoich interesów – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 08.10.2008 01:58

Tyrada Macieja Gduli przeciwko neoliberalizmowi („Skończmy z płaceniem za neoliberałów”, „Rzeczpospolita” 6 października 2008) wymaga polemiki. Najprościej byłoby może zacytować obszerne fragmenty zamieszczonego dwa dni wcześniej wywiadu z Dickiem Armeyem, który bardzo prosto objaśnia naturę obecnego kryzysu finansowego.

Armey przypomina kilka podstawowych faktów, dziwnie nieobecnych w większości komentarzy, a dowodzących, że to nie żadna abstrakcyjnie pojmowana „chciwość bankierów” doprowadziła do nadęcia spekulacyjnej bańki, która teraz pęka, tylko interwencja amerykańskiego rządu na rynku finansowym.

[srodtytul]Obserwacje i przesądy[/srodtytul]

Warto jednak pójść dalej, bo tekst Gduli, w przedziwny sposób mieszający celne obserwacje z ideologicznymi przesądami, prezentuje nieporozumienia charakterystyczne dla całej wpływowej formacji ideowej. Nieporozumienia mające jedną podsatwową przyczynę: wypieranie ze świadomości zasadniczego błędu, jaki popełniła lewica w swoich rachubach i działaniach. To właśnie skutkiem tego błędu jest praktyka, którą sprzyjające lewicy media określiły mianem „neoliberalizmu” – mianem całkowicie nieadekwatnym, znacznie bardziej stosowna byłaby tu bowiem nazwa „neosocjalizm”.

Owoż lewica, wychodząc z obserwacji faktu, iż w nowoczesnej gospodarce rynkowej są nierówności społeczne, uznała, że dla przeciwdziałania im należy wyposażyć państwo w jak najszersze kompetencje ingerowania w gospodarkę. I stopniowo plan swój zrealizowała, nie zwracając uwagi na fakt, że im bardziej się udaje go zrealizować, tym bardziej nierówności się powiększają.

Maciej Gdula też zresztą zupełnie nie zauważa, co wynika z przywoływanych przez niego samego statystyk, jak bardzo pomiędzy rokiem 1979 a 2005 wzrosła materialna przewaga finansowej elity USA nad całą resztą społeczeństwa. Wszystko prawda, tylko czego to dowodzi?

Czy pomiędzy rokiem 1979 a 2005 w USA ingerencja państwa w gospodarkę malała, czy rosła? Otóż jakkolwiek to mierzyć, USA z roku 1979 miały znacznie mniej instytucji służących ingerowaniu w gospodarkę i przeciwdziałaniu naturalnym mechanizmom rynkowym niż obecne.

Lewica we wszystkich swych odcieniach i nurtach w ogóle nie wzięła pod uwagę – choć trudno pojąć, jak można było o tym nie pomyśleć – że wyposażone w potężne narzędzia ingerencji w ekonomię państwo może te narzędzia wykorzystywać wcale nie w interesie tych, których lewicowe myślenie uważa za wyzyskiwanych, wzmacniając ich pozycję wobec wyzyskujących, tylko odwrotnie. Tymczasem tak właśnie się stało, i, Bogiem a prawdą, musiało się stać.

Państwo nie kieruje się bowiem żadną mityczną „wolą ludu”, tylko oczekiwaniami takich czy innych elit. Elity zaś, nawet jeśli mechanizm demokratycznej gry czyni warunkiem sukcesu uzyskanie przez nie wyborczego poparcia określonej liczby obywateli, starają się o zabezpieczenie swoich interesów.

Rząd w państwie demokratycznym tworzą partie, te zaś dla wygrania wyborów potrzebują pieniędzy, które dać im mogą tylko ludzie bogaci, wielki biznes oraz finansjera. Jeśli ten rząd uprawnia siebie do redystrybucji dochodów, to jak można oczekiwać, że będzie korzystać z tego prawa po to, aby przepompowywać dochody od bogatych do biednych?

[srodtytul]Ściekanie i skraplanie[/srodtytul]

Jedynym powodem, dla którego miałby to robić, jest oczekiwanie szerokich rzesz wyborców. Ale z takim oczekiwaniem łatwo sobie poradzić, co wiadomo już od czasów Oktawiana Augusta, który doskonale pogodził powszechne oczekiwanie zachowania republiki z zamiarem budowy monarchii – po prostu obudowując monarchię pozorami republiki. Na tej samej zasadzie realizacja w XX wieku haseł lewicowych doprowadziła do zbudowania państw z pozoru opiekuńczych, z pozoru służących wzmacnianiu słabych grup społecznych przeciwko silnym – w istocie zaś będących narzędziem silnych przeciwko słabym.

[wyimek]USA ocaliły stosunkowo najwięcej wolności gospodarczej – dorzucenie do bankowej piramidy finansowej pieniędzy podatników przynajmniej wzbudziło tu ożywioną dyskusję[/wyimek]

Maciej Gdula zadaje nam pytanie, kto ma rację – czy klasyk nowożytnej ekonomii i liberalizmu Adam Smith, który twierdził, że bogactwo ścieka w dół, czy Barack Obama mówiący, że skrapla się ono u góry. Pytanie jest źle zadane, w istocie rację mają obaj, bo Smith opisuje naturalny mechanizm, a Obama państwo, które pod naciskiem rozmaitych grup społecznych stworzyło rozmaite „skraplacze” właśnie w taki sposób bogactwo kierujące: ku bogatym. Stworzyło je, oczywiście, pod hasłem wyrównywania nierówności i łagodzenia niesprawiedliwości społecznej, jakoby immanentnej dla kapitalizmu, które to hasła pozwoliły lewicy odnieść w ubiegłym stuleciu gigantyczne sukcesy.

[srodtytul]Ustrojowa hybryda[/srodtytul]

System, uważany dziś w państwach demokratycznych za bezalternatywny, nie ma wbrew nadawanej mu nazwie wiele wspólnego z liberalizmem. Neosocjalizm, propagandowo ochrzczony neoliberalizmem, z równości szans programowo rezygnuje, przeciwnie, używa narzędzi redystrybucji i sterowania gospodarką do spetryfikowania społeczeństwa – zarazem gwarantuje utrzymanie wysokiego statusu beneficjentom systemu, jak i blokuje aspiracje ich ewentualnych konkurentów, zamiast możliwości awansu, dając niższym warstwom socjal.

Aby taka hybryda socjalizmu z kapitalizmem mogła trwać, fetyszem musiała stać się stabilność budżetowa, a podstawowym zajęciem rządu szukanie balansu (skądinąd niemożliwego do osiągnięcia) pomiędzy państwowym sterowaniem gospodarką a zachowaniem zasad ekonomicznej racjonalności, których zlekceważenie doprowadziło do upadku komunizm, zarówno w wydaniu sowieckim, jak i chińskim. Państwo takie zrosło się w publiczno-prywatną sferę z wielkim biznesem prywatnym, a podmiotem gry politycznej są swoiste konglomeraty, łączące siły ugrupowania politycznego z koncernem medialnym i wielką grupą biznesową.

Nie miejsce tu na szczegóły, w jaki sposób system ten powstawał w tak różnych kręgach cywilizacyjnych jak USA, Europa i Chiny, i na wskazywanie różnic w stopniu zaawansowania tej budowli. Bez wątpienia USA ocaliły jeszcze stosunkowo najwięcej wolności gospodarczej – dorzucenie do bankowej piramidy finansowej pieniędzy podatników przynajmniej wzbudziło tu ożywioną dyskusję, podczas gdy rządy europejskie sypią do czarnej dziury budżetowe miliardy bez jakichkolwiek oporów.

[srodtytul]Kopia Enronu[/srodtytul]

Najciekawsze jest oczywiście pytanie, dlaczego te interwencje nie przynoszą rezultatu. Być może, jak twierdzą niektórzy, dlatego iż instytucje państwowe do tego stopnia zrosły się z biznesem, że wielkie grupy kapitałowe władne są od pewnego czasu zmieniać reguły gry i demontować, mówiąc przenośnie, instalacje alarmowe – uzależniły więc od siebie nawet ustawodawców, nie mówiąc o władzy wykonawczej i nadzorach finansowych czy agencjach ratingowych.

Mielibyśmy w takim wypadku do czynienia z globalną kopią Enronu, którego „sukcesy” też wymagały skorumpowania renomowanej firmy audytorskiej. Jeśli tak jest w istocie, to w połączeniu z gotowością rządów do trwonienia pieniędzy podatników na „stabilizowanie” tak chorego systemu skutki mogą być rzeczywiście tragiczne.

Maciej Gdula wydaje mi się typowym przedstawicielem współczesnej lewicy, która słyszy, że ktoś gdzieś dzwoni, ale nie może zrozumieć, kto i dlaczego. Stąd uporczywie jako remedium na problemy wywołane spełnieniem jej postulatów podsuwa te same postulaty. To absurd. Socjalizm na oczach kilku ostatnich pokoleń zakończył swą ewolucję i udowodnił, że nieuchronnie doprowadza do powstania państwa molocha, czy to w wariancie „mundurkowym”, koreańsko-kubańskim, czy też biurokratycznego, opiekuńczego absolutyzmu elit w stylu francusko-niemieckim.Jedyne możliwe wyjście z tej pułapki wskazuje liberalizm. Ten bez dziwacznego przedrostka „neo”.

[ramka][b]Pisał w opiniach[/b]

Maciej Gdula - [i][link=http://www.rp.pl/artykul/200660.html]Skończmy z płaceniem za neoliberałów[/link][/i]

Jeśli i dziś rządy USA oraz Unii Europejskiej zdecydują się na pokrycie kosztów działalności banków, to po raz kolejny za irracjonalność przedsiębiorców zapłacą zwykli ludzie. 6 października 2008 r.[/ramka]

Tyrada Macieja Gduli przeciwko neoliberalizmowi („Skończmy z płaceniem za neoliberałów”, „Rzeczpospolita” 6 października 2008) wymaga polemiki. Najprościej byłoby może zacytować obszerne fragmenty zamieszczonego dwa dni wcześniej wywiadu z Dickiem Armeyem, który bardzo prosto objaśnia naturę obecnego kryzysu finansowego.

Armey przypomina kilka podstawowych faktów, dziwnie nieobecnych w większości komentarzy, a dowodzących, że to nie żadna abstrakcyjnie pojmowana „chciwość bankierów” doprowadziła do nadęcia spekulacyjnej bańki, która teraz pęka, tylko interwencja amerykańskiego rządu na rynku finansowym.

Pozostało 93% artykułu
Społeczeństwo
Kielce: Poważna awaria magistrali wodociągowej. Gdzie brakuje wody?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni