10 grudnia 1948 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło powszechną deklarację praw człowieka. Dziś jest ona najczęściej tłumaczonym dokumentem świata. Ma 360 wersji językowych i zna ją nawet około 50 mieszkańców Salwadoru i Hondurasu, którzy posługują się rzadkim językiem pipil. Z tego powodu trafiła zresztą do Księgi rekordów Guinnessa. – To był przełomowy dokument w historii stosunków międzynarodowych, w którym powiedziano, że to człowiek jest najważniejszy i należy go chronić – mówi „Rz” prof. Roman Wieruszewski, dyrektor Centrum Praw Człowieka w Poznaniu. Ale sam przyznaje, że dziś jego znaczenie jest zupełnie inne niż kiedyś. – Po II wojnie światowej chodziło o zagrożenie życia i wolności. Dziś zagrożenia są zupełnie inne i deklaracja nie ma już tego samego kontekstu co kiedyś. W pewnym sensie jest anachronizmem i nie powinniśmy na nią patrzeć jak na wyidealizowany dokument – mówi. Pamięta rozmowę z pracownikiem Departamentu Stanu USA. Spytał: – Dlaczego stosujecie tortury w Guantanamo, skoro sami uchwaliliście w deklaracji, że stosować ich nie wolno? Usłyszał, że to było dawno temu.
Organizacje praw człowieka od lat apelują o dobre traktowanie przestępców i terrorystów przebywających w więzieniach. „Negowanie ich fundamentalnego prawa do poszanowania podstawowych standardów praw człowieka stanowią bezprecedensowy przykład skandalicznego łamania praw człowieka” – grzmi Amnesty International w obronie więźniów w Guantanamo. Dlatego ma wielu krytyków. Bo jak bronić kogoś, kto podkładał bomby, zabijając dziesiątki niewinnych ludzi?
Z tego powodu coraz bardziej sfrustrowany jest brytyjski minister sprawiedliwości Jack Straw. Jak mówił w wywiadzie dla „Daily Mail”, nie podoba mu się, że prawa człowieka służą dziś głównie do obrony przestępców. – Jeśli matka zabije dziecko, ludzie krzyczą, by ją natychmiast powiesić. Ale ona, mimo że naruszyła prawo i zasługuje na karę, też jest człowiekiem i ma swoje prawa. Podobnie pedofil. To skandal, jeśli ktoś mówi, że taka osoba nie jest człowiekiem – mówi Wieruszewski.
60 lat temu nikomu nie przyszło też do głowy, by myśleć o prawach niepełnosprawnych. Osoby o innej orientacji seksualnej nawet nie próbowały dochodzić swoich praw. Nikt nie mówił o prawie do bezpiecznego środowiska czy do korzystania ze wspólnego dziedzictwa ludzkości. Żadna kobieta nie domagała się aborcji, twierdząc, że odmowa łamie jej prawa człowieka. Nikt nie pomyślał, że nie wolno bić dzieci. Dziś wszyscy domagają się swoich praw.
„Deklaracja jest kamieniem węgielnym pod wciąż rozwijający się system ochrony praw człowieka. Dziś system ten koncentruje się na najbardziej wrażliwych grupach, jak: osoby niepełnosprawne, ludy tubylcze czy też emigranci” – czytamy w informatorze ONZ.