Broszura zatytułowana “Język neutralny płciowo w Parlamencie Europejskim” wywołała oburzenie wśród konserwatywnych eurodeputowanych z Wielkiej Brytanii.

Jej autorzy proponują, by zastąpić wyraz “prezes” (chairman) mniej dyskryminującym dla kobiet wyrazem “osoba przewodnicząca” (chairperson). Podobny los spotkał słowo “biznesmen”, które zostało przekształcone we frazę “człowiek biznesu” (business person). Europosłowie nie powinni również obrażać żeńskiego personelu na pokładach samolotów, zwracając się do niego per “stewardesa”, lecz używać określenia “członek obsługi lotu” (flight attendant). Prezenter pro- gnozy pogody (weatherman) został zredukowany do pozycji “sprawozdawcy” (weather reporter). Tabu stanowią również wyrazy “mąż stanu”, “panna”, “pani” i “strażak”.

– Nonsens politycznej poprawności przekroczył wszelkie granice, a rezultatem takich inicjatyw jest jedynie marnowanie pieniędzy podatników i niszczenie języka. Nie zamierzam być częścią tego procesu. Nadal będę używał języka, którym posługuję się całe życie – skomentował broszurę brytyjski poseł Philip Bradbourn. Równie przerażony jest szkocki europoseł Struan Stevenson. – Najpierw unormowali kąt zgięcia bananów. Teraz próbują nam nakazywać, co nam wolno mówić, a co nie. Nie zgadzam się z tym – denerwuje się.

Równie zbulwersowana jest Laura Midgley, współzałożycielka angielskiej Kampanii przeciw Politycznej Poprawności. – Traktowanie polityków jak dzieci w szkołach jest obraźliwe – uważa Midgley.