Przylatując do Wielkiej Brytanii bądź opuszczając kraj, Elżbieta II będzie musiała podać funkcjonariuszom granicznym swoje personalia, wiek, adres, obywatelstwo, płeć i datę urodzenia – dowiedział się Pałac Buckingham. Funkcjonariusze mają sprawdzać, czy królowej nie ma na liście terrorystów i przestępców, a podobnej procedurze będą również podlegały wszystkie głowy państw przybywające do Wielkiej Brytanii. Wymaga tego wprowadzany właśnie nowy, internetowy system kontroli e-Borders, który nie przewiduje dla nikogo wyjątków.
Nie wiadomo na razie, jak będzie wyglądała kontrola Elżbiety II, bowiem królowa nie ma w ogóle paszportu, a zgodnie ze zwyczajem z samolotu przesiada się bezpośrednio do swojego samochodu z szoferem. – Skoro brytyjskie paszporty są wydawane w imieniu Jej Wysokości, jest zupełnie zbędne, by paszport nosiła sama królowa – powiedział rzecznik Pałacu Buckingham.
System e-Borders obejmie nadzorem wszystkich, którzy przekraczają granice Zjednoczonego Królestwa na pokładach samolotów, statków bądź tunelem pod kanałem La Manche. Komputery będą sprawdzać, czy danej osoby nie ma na listach poszukiwanych przez policję oraz śledzić trasy podróży pasażerów, podnosząc alarm w razie wykrycia podejrzanych przemieszczeń. Ważne informacje mają być przekazywane również służbom specjalnym USA i innych "zaprzyjaźnionych krajów".
E-Borders został opracowany przez prywatną firmę Trusted Borders na zlecenie brytyjskiego resortu spraw wewnętrznych. Media brytyjskie opublikowały wytyczne firmy dla pracowników obsługujących system. Trusted Borders przewiduje, że np. linie lotnicze będą się wykręcać od części wymogów, tłumacząc, iż zgodnie ze zwyczajem od najważniejszych osób w państwie nie wymaga się dokumentów. Operator e-Borders nie może w takiej sytuacji ulec. - Należy wtedy odpowiedzieć tak: Władze brytyjskie żądają podania wszystkich wymaganych informacji od każdego pasażera bez żadnego wyjątku – instruuje poradnik dla operatorów.
Wprowadzenie systemu oznacza koniec popularnych dotąd podróży członków rodziny królewskiej i polityków pod pseudonimami. Personel lotniska otrzymywał często wiadomość np. z parlamentu albo z Pałacu Buckingham, że o takiej, a takiej godzinie należy oczekiwać "pana poufnego". Do systemu wprowadzano wtedy jakieś zmyślone personalia, a osoba o twarzy znanej z ekranów telewizyjnych wchodziła na pokład bez kontroli.