Gdy prezydent Nicolas Sarkozy podjął decyzję o wyrzuceniu z Francji około tysiąca Romów, w światowych mediach zawrzało. Komisja Europejska zagroziła francuskim władzom wszczęciem procedury karnej, a niektórzy politycy zaczęli nawet porównywać działania Paryża do prześladowań z czasów II wojny światowej.
Na Paryż posypały się gromy. Również zza oceanu. Na przykład Richard Boegner oburzał się na łamach magazynu „American Chronicle”, że „Sarkozy powinien zostawić Romów w spokoju”. W „New York Timesie” ukazał się zaś artykuł Roberta Zaretsky’ego wzywający przywódców UE do podjęcia „humanitarnej interwencji” i znalezienia wreszcie miejsca w Europie dla tysięcy „prześladowanych” Romów.
[srodtytul]Rozsądnie, ale twardo[/srodtytul]
Zaledwie dzień po tekście Zaretsky’ego ten sam nowojorski dziennik podał informacje o liczbie deportacji imigrantów z USA. Jak ujawniła sekretarz ds. bezpieczeństwa narodowego Janet Napolitano, w zeszłym roku budżetowym (od października 2009 do września 2010) agenci służb imigracyjnych wydalili z Ameryki 392 862 nielegalnych przybyszów. Administracja Baracka Obamy poprawiła więc swój własny wynik z poprzedniego roku o mniej więcej trzy tysiące osób.
– To był kolejny rekordowy rok dla Służb Imigracyjnych i Celnych (ICE). ICE egzekwowały prawo wyjątkowo sprawnie, ale jednocześnie w rozsądny, twardy i przemyślany sposób – przekonywała Napolitano. Sekretarz ds. bezpieczeństwa narodowego podkreśliła, że wśród deportowanych mniej więcej połowa, 196 tys. osób, miała na koncie zarzuty kryminalne. To aż o 70 proc. więcej niż w 2008 roku, gdy podobne deportacje przeprowadzała ekipa George’a W. Busha.