U wybrzeży wschodniej Sycylii koło Mazaro del Vallo załoga łodzi szmuglującej 17 młodych ludzi (25 - 30 lat) z Tunezji za 1000 euro od głowy kilkaset metrów od brzegu oświadczyła pasażerom, że dalej muszą radzić sobie sami, wrzuciła ich do wody, pośpiesznie odpłynęła i znikła bez śladu. 14 uchodźców dopłynęło do brzegu, a ciała trzech nieszczęśników w kilka godzin później wyłowiła włoska straż przybrzeżna.
To nie pierwszy tego rodzaju przypadek. Zgodnie z włoskim prawem schwytani szmuglerzy stają przed sądem (grozi im do 5 lat więzienia), a ich łodzie i statki jako narzędzia przestępstwa są konfiskowane. Można się domyślać, że właśnie dlatego wysadzono za burtę pasażerów drogiej, szybkiej łodzi, która znikła bez śladu. Dlatego też stateczki i łodzie dopływające z Afryki Północnej do wybrzeży Włoch to przegniłe, przerdzewiałe i mogące w każdej chwili zatonąć wraki, z góry spisane przez przemytników na straty. Na Lampeduzę, gdzie najczęściej przypływają uchodźcy, tylko w tym roku dotarło ponad dwieście takich jednostek i spoczywa na wielkim wrakowisku. Coraz częściej przemytnicze gangi działające u wybrzeży Tunezji i Libii, nie chcąc ryzykować więzienia we Włoszech, pobierają opłatę, podstawiają pływającą trumnę, nierzadko ze śladową ilością paliwa i znikają. Uchodźcy z nawigacją muszą sobie radzić sami, co często wobec braku morskiego doświadczenia samo w sobie jest przyczyną tragedii.
11 maja taki właśnie stateczek płynący z Libii przybył do Lampeduzy. Na pokładzie byli pozostawieni przez przemytników samym sobie uchodźcy z Nigerii i kilkunastu z Ghany. Kilka dni wcześniej na pokładzie doszło do makabrycznej tragedii, która wstrząsnęła Włochami. Jak opowiedzieli włoskiej policji i działaczom organizacji Save the Children Ghańczycy, trzeciego dnia podróży, gdy rozpętał się sztorm i fale miotały stateczkiem jak zabawką, zabobonni Nigeryjczycy, by przebłagać morze, zamordowali pięciu Ghańczyków i wrzucili ciała do wody w charakterze ofiary przebłagalnej. Włoska prokuratura rozpoczęła śledztwo, a podejrzani tłumaczą, że przecież pomogło. To nie pierwszy przypadek tego rodzaju. Do podobnej tragedii doszło 3 lata temu. Nigeryjczycy w identyczny sposób potraktowali 11 swoich rodaków. Sąd w Syrakuzie skazał czwórkę morderców na 30 lat więzienia. Ponoć do podobnych, dyktowanych zabobonem tragedii w Cieśninie Sycylijskiej dochodzi nagminnie, ale zazwyczaj towarzyszy im zmowa milczenia.
Co więcej, koalicja interweniująca w obronie praw człowieka w Libii o wiele mniej interesuje się losem uchodźców na morzu, choć zgodnie z międzynarodowym prawem powinna. Brytyjski dziennik „Guardian" na podstawie dziennikarskiego śledztwa oskarżył wojska koalicji o nieudzielenie pomocy dryfującemu bez paliwa statkowi z imigrantami z Etiopii. W efekcie w połowie marca br. z 72 pasażerów z głodu i wycieńczenia zmarło 61 osób, w tym dzieci. Niemal na pewno chodzi o francuski lotniskowiec Charles de Gaulle. O niezauważeniu nieszczęśników nie może być mowy, bo nad stateczkiem pojawił się najpierw wojskowy helikopter. Pilot tłumaczył na migi, że wkrótce przybędzie pomoc. Potem pojawiły się dwa odrzutowce, ale z pomocą nie przybył nikt. Statek dryfował przez 16 dni i dzięki prądom dotarł z powrotem do wybrzeży Libii. Na wniosek Rady Europy i Unia i NATO wdrożyły śledztwo, ale na razie bez rezultatów, jeśli pominąć wyjaśnienia Francuzów i innych podejrzanych, że są niewinni.
Włoskie media, podobnie jak minister spraw zagranicznych Franco Frattini, oskarżają Unię Europejską o obojętność i inercję w sprawie uchodźców z Afryki Północnej. Wskazują, że zarówno Unia jak i rządy wielu krajów członkowskich, w tym Niemcy i Francja, w tej sprawie ograniczają się do umoralniających i obwiniających o wszystko Włochy deklaracji. Tymczasem z konkretną pomocą tonącym uchodźcom nikt się nie kwapi uważając, że to problem Italii. Do krytyków Unii dołączył we środę przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch kardynał Bagnasco. Składając wizytę na Lampeduzie podkreślił, że uchodźcy z Północnej Afryki to nie tylko sprawa Italii, a całej Europy. Podkreślił wielkie obywatelskie i chrześcijańskie zaangażowanie Lampeduzan w niesienie pomocy przybyszom i zaapelował by inni, nie tylko we Włoszech, wzięli z nich przykład.