Zgodnie z nowym prawem, które ma wejść w życie z początkiem lipca, służby specjalne będą mogły inwigilować obywateli na skalę do tej pory niewyobrażalną. Ustawą zajmie się w środę Zgromadzenie Narodowe, a dzień później Senat.
Na jej podstawie każdy będzie mógł być podsłuchiwany, jego korespondencja elektroniczna sprawdzana i rejestr kontaktów w sieci przechowywany nawet do czterech lat, nie mówiąc już o instalowaniu w komputerach podejrzanych specjalnych programów szpiegowskich. Dostawcy internetu będą mogli instalować tzw. czarne skrzynki do przetwarzania ogromnych ilości danych, udostępnianych następnie służbom. Wszystko to bez zgody sądu. Wystarczy konsultacja z powstającą komisją kontroli wywiadu (CNCTR).
W przypadku cudzoziemców przebywających we Francji czasowo miało być inaczej. W pierwszych projektach mowa była o inwigilacji takich osób bez zgody CNCTR. Dotyczyć to miało dyplomatów, biznesmenów czy dziennikarzy. O ich inwigilacji miały decydować jedynie same służby. Kierować się miały jedynie „bezpieczeństwem państwa", zagrożeniem „niezależności Francji" oraz „uzasadnionym interesem gospodarczym czy naukowym". Oznacza to w praktyce, że służby będą mogły wszystko.
Dopiero w poniedziałek rząd zrezygnował z takich regulacji, uznając, że odmienne traktowanie w ustawie cudzoziemców byłoby niezgodne z konstytucją. Będą więc traktowani jak reszta społeczeństwa.
Jak wynika z sondaży, zdecydowana większość społeczeństwa nie ma nic przeciwko wyposażeniu służb w dodatkowe kompetencje. Obywatele mają jeszcze świeżo w pamięci styczniowe ataki islamskich terrorystów na redakcję „Charlie Hebdo" oraz supermarket z koszerną żywnością, które zakończyły się śmiercią 17 osób.