Dlaczego choć byliśmy w Iraku pięć lat, nie odnieśliśmy z tego korzyści gospodarczych?
Bo poprzednie rządy, zwłaszcza gabinet Leszka Millera, nie potrafiły odpowiednio rozmawiać z Amerykanami. Trzeba było wyrazić gotowość udziału w misji irackiej, ale jednoznacznie przedstawić listę polskich oczekiwań. Czyli zachować się jak Turcja – również sojusznik USA – która bardzo wysoko wyceniła sobie zgodę na przejście wojsk amerykańskich do Iraku w 2003 roku.
Polska flaga w sobotę zawisła w bazie w Czadzie. Miło widzieć ją w sercu Afryki, ale nasuwa się pytanie, po co wysyłać żołnierzy w rejon, gdzie nie mamy interesów gospodarczych ani politycznych?
Gdy decydowaliśmy, co zrobić z polityczną deklaracją udziału w tej misji ogłoszoną przez poprzedni rząd i prezydenta Kaczyńskiego, przeważyły trzy argumenty. Pierwszy: polityka zagraniczna, zwłaszcza w wojskowym wymiarze, powinna być ciągła. Po drugie, jeśli chcemy łatwiej osiągać nasze cele w Unii Europejskiej, musimy zwiększyć wkład w jej działania. Ta polityka już przyniosła efekt. Między innymi dzięki zaangażowaniu w Czadzie uzyskaliśmy poparcie dla Partnerstwa Wschodniego części tych krajów, które jak Francja nie rozumiały wcześniej znaczenia polityki wschodniej. Trzeci powód to kwestia tego, jakiej Unii chcemy. W naszym interesie leży UE skonsolidowana. Trzeba wspierać akcje, które do tego prowadzą.
Czy w ten sposób dajemy sygnał USA, że wolimy zacieśniać więzy z Unią?
Za czasów Donalda Rumsfelda USA uważały, że istnieje sprzeczność między integracją wojskową Europy i integracją euroatlantycką. Na szczęście teraz w amerykańskiej administracji przeważa przekonanie, że obie mogą się uzupełniać. Myślę, że po wyborach Amerykanie nie zmienią tego podejścia. Próbujemy – tak jak Niemcy – godzić lojalność wobec USA i UE.