Ministerstwo Środowiska przygotowało kolejny projekt ustawy antyodorowej.
Dzisiaj w polskich przepisach o ochronie środowiska nie ma regulacji o brzydkich zapachach. Utrudnia to, a często wręcz uniemożliwia walkę z wielkimi fermami, wysypiskami śmieci, oczyszczalniami ścieków czy niektórymi zakładami przemysłowymi. Odory to poważny problem, a świadczy o tym choćby to, że rocznie do Inspekcji Ochrony Środowiska trafia nawet 1000 takich spraw.
Postępowanie w sprawie ograniczenia lub eliminacji uciążliwości zapachowej ma być przeprowadzane z urzędu lub na wniosek złożony przez sołtysa lub co najmniej 10 proc. mieszkańców sołectwa. Gdy więc sprawa będzie dotyczyła pojedynczych zabudowań, mogą być problemy z rozpoczęciem postępowania.
Jeśli nieprzyjemne wonie będą wynikały z tzw. zwykłego korzystania ze środowiska (czyli zazwyczaj takiego, na które nie potrzeba ekopozwoleń), postępowanie poprowadzić ma wójt, burmistrz lub prezydent miasta. W pozostałych wypadkach (przemysł, fermy, ścieki) sprawą ma się zajmować w zależności od właściwości starosta, marszałek województwa lub regionalny dyrektor ochrony środowiska.
To, czy problem rzeczywiście jest poważny, ma oceniać specjalna komisja metodą analizy sensorycznej – czyli na węch. Taka grupa ma się składać przynajmniej z sześciu oceniających osób. „Grupy sensoryczne" mają uzyskiwać akredytację w Polskim Centrum Akredytacji. Niekiedy pojawią się też przedstawiciele wojewódzkich inspektoratów ochrony środowiska prowadzący pomiary z wykorzystaniem tzw. olfaktometrii dynamicznej.