Jakie widzi pan wady regulacji naboru zawartej w ustawie z 2008 r.?
Zastrzeżenia, które sformułowałem w trakcie prac legislacyjnych nad tą ustawą, pozostają aktualne. Wymienię przykładowo: nieuzasadnione stworzenie nowej grupy pracowników samorządowych – doradców i asystentów, nieobjętej trybem naboru. Brak jakiejkolwiek kontroli sądowej nad stosowaniem i prawidłowością naboru, brak sankcji za naruszenie przepisów o naborze. Z tym ostatnim punktem wiąże się ciągle nierozstrzygnięta kwestia bytu i skuteczności stosunków pracy zawartych z naruszeniem naboru. Błędem obecnej ustawy jest też nadmierne uprzywilejowanie już zatrudnionych pracowników samorządowych, w tym pracujących na stanowiskach nieurzędniczych, pozwalające im być zatrudnianymi poza naborem.
W tym ostatnim wypadku winowajczynią jest zła definicja wolnego stanowiska urzędniczego?
Tak. Zresztą była ona przedmiotem uzasadnionej krytyki już na etapie prac nad projektem ustawy z 2008 r. Ustawodawca nie mógł przecież nie mieć świadomości, że art. 12 ust. 1 stanie się furtką do stanowisk urzędniczych dla osób zatrudnionych w jednostkach samorządu terytorialnego na stanowiskach pomocniczych i obsługi, doradców i asystentów, z oczywistym pokrzywdzeniem kandydatów zewnętrznych i szkodą dla interesu publicznego. Oficjalne zapewnienia, że tak się nie stanie, bo nie będzie to zgodne z intencją ustawodawcy, przegrały z wykładnią literalną tego przepisu. Im szybciej ta furtka zostanie zamknięta, a pracownicze przesunięcia na stanowiska urzędnicze staną się dopuszczalne jedynie z innych stanowisk urzędniczych, tym szybciej system naboru zyska na efektywności i wiarygodności. Sytuacja, w której samo zatrudnienie na dowolnym stanowisku w jednostce samorządowej staje się trampoliną do stanowisk urzędniczych z wyprzedzeniem wszelkich kandydatów zewnętrznych, choćby i najlepiej wykwalifikowanych, jest niedopuszczalna!
Idąc za ciosem, zmienić należałoby również instytucję przeniesienia, bez naboru w trybie art. 22 ustawy o pracownikach samorządowych.
Oczywiście. Czym bowiem może kierować się pracodawca przejmujący takiego pracownika? Chyba tylko osobistymi znajomościami. Na pewno bowiem nie własnym doświadczeniem, jak w razie przesuwania własnego pracownika. Nie jest to zatem akt wiedzy, ale raczej akt wiary w zapewnienia i pochwały poprzedniego pracodawcy, który pozbywa się tego „cennego" podwładnego. Dlaczego takiego przeniesienia również nie poddać trybowi naboru, który pozwoliłby te cudze opinie zweryfikować?