W dokumencie rządowym, jakim jest Koncepcja Przestrzennego Zagospodarowania Kraju 2030, zasygnalizowano potrzebę odwrócenia sytuacji. Muszę jednak zaznaczyć, że nie została rozwiązana sprawa ewentualnych odszkodowań za pozbawienie właścicieli prawa do zabudowy ich własności. Z pewnością nie będzie łatwo znaleźć tego, kto koszt tych odszkodowań miałby ewentualnie ponieść.
Adam Kowalewski, Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej:
W tym modelu, który jest obecnie zapisany w projekcie kodeksu urbanistyczno-budowlanego, sytuacja wygląda trochę inaczej. Przewidujemy, że już na etapie uchwalania studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego nastąpi podział terenów według ich przeznaczenia. Tereny uzbrojone, z wybudowanymi drogami są w tym projekcie nazwane terenami urbanizacji. Tu będzie wolno budować.
Pozostałe tereny nie są zaliczane do terenów urbanizacji, co oznacza zakaz budowania tam nowych obiektów, z wyjątkiem związanych funkcjonalnie, np. leśniczówka w lesie.
Trzeci obszar to są wyznaczone przez gminę tereny rozwoju zabudowy. Dla takich obszarów gmina będzie obligatoryjnie uchwalać plan zagospodarowania przestrzennego, a także budować niezbędną infrastrukturę.
Jeremi Mordasewicz:
Również reprezentuję inwestorów, ale na prawo własności patrzę inaczej niż Jacek Bielecki.
W żadnym cywilizowanym kraju nie jest tak, że prawo własności gruntu oznacza prawo do jego zabudowy. I ja jako inwestor to akceptuję. Ważny jest dla mnie natomiast sposób podejmowania decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu, czyli godzenia interesu indywidualnego właściciela nieruchomości i społeczności lokalnej.
W demokratycznym państwie prawa decyzja planistyczna powinna być podejmowana przez demokratycznie wybrane władze gminne, w drodze uchwalenia planu zagospodarowania przestrzennego, czyli prawa powszechnie obowiązującego, a nie w trybie decyzji administracyjnej.
Stawiam taką tezę, że ludzie uważają za niesprawiedliwe, iż to decyzja administracyjna, czyli rozstrzygnięcie konkretnej osoby, a nie władz gminy, ma wpływ na rentowność inwestycji czy na handel gruntami. W tym zakresie nie przestrzegamy standardów europejskich, standardów demokratycznego państwa prawa.
Decyzja o warunkach zabudowy jest zaprzeczeniem tego, co się nazywa planowaniem przestrzennym. Powoduje, że jedni w tym samym kwartale ulic zbijają fortuny, a inni nie mogą się doprosić warunków zabudowy i w konsekwencji niczego ze swoją własnością zrobić nie mogą. To jest nieakceptowalne.
Maciej Nowak, radca prawny, Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny:
W moim odczuciu najbardziej intensywne konflikty przestrzenne powstają, gdy sama interpretacja konkretnych przepisów prawnych pozostawia wątpliwości. Ustawodawca w pewnych miejscach stworzył luki interpretacyjne. Gdy pojawia się konflikt przestrzenny, te różne opcje są wykorzystywane. Dotyczy to m.in. decyzji o warunkach zabudowy. Gdy pojawia się konflikt i zaczynamy się powoływać na kryteria kontynuacji funkcji czy bliskiego sąsiedztwa, okazuje się, że z dwóch lokowanych obok siebie inwestycji o podobnych parametrach tylko jedna otrzymuje warunki zabudowy. Oczywiście, że to rodzi frustrację i protesty. Takie same konflikty mogą się pojawiać w związku z interpretacją postanowień miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.
Z punktu widzenia inwestora publicznego brakuje mechanizmów pozwalających zabezpieczyć dany teren na dłuższy czas, żeby po kilku czy kilkunastu latach zrealizować inwestycję. W efekcie zaczynają się pojawiać regulacje szczególne, specustawy.
Jakub Troszyński, radca prawny, dyrektor Biura Prawnego Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad:
Wobec braku planów zagospodarowania przestrzennego państwo, chcąc realizować jakiekolwiek inwestycje, rozpoczęło tworzenie regulacji zastępujących planowanie przestrzenne. Pierwszą była specustawa drogowa, później przyszły kolejne, umożliwiające inwestycje kolejowe, przeciwpowodziowe i inne. Oczywiście, mają one swoje wady, patrząc np. przez pryzmat decyzji o warunkach zabudowy, ale z drugiej strony ich realizacja zakończyła się pewnym sukcesem. Inwestycje są prowadzone, środki unijne wykorzystywane.
Dostrzegamy potrzebę zmiany tego stanu rzeczy. Stąd projekt kodeksu urbanistyczno-budowlanego. Trzeba mieć jednak świadomość, że zmian umożliwiających realizowanie inwestycji w ramach systemu planowania przestrzennego nie da się wprowadzić w ciągu roku. Dlatego też sądzę, że nadal będziemy z takich specustaw korzystać w perspektywie finansowej 2014–2020.
Również dlatego, że o ile na poziomie gmin o istnieniu planów zagospodarowania przestrzennego możemy jeszcze mówić, o tyle na poziomie powiatowym czy wojewódzkim takich planów nie ma, a istniejące nie pozwalają na lokowanie na ich podstawie np. takich inwestycji jak droga krajowa.
Jacek Bielecki: I
stnienie specustaw oceniam jako przyznanie się państwa do porażki. Do tego, że stworzyło system planowania przestrzennego, który jest z gruntu niewydolny. Stawia przed inwestorem mury. Tylko że inwestor publiczny może sobie załatwić ustawę-buldożer do wybijania dziur w tym murze, a inwestor prywatny musi sobie radzić, jak umie. Istnienie specustaw to kolejny argument za zmianą systemu planowania przestrzennego.
Krzysztof Domaradzki:
Przystępując do zmiany tego systemu, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, po co jest to planowanie przestrzenne, po co nam urbanistyka. Czy chcemy żyć w uporządkowanej przestrzeni? Czy też zależy nam na tym trochę mniej?
masz pytanie, wyślij e-mail do autora m.cyrankiewicz@rp.pl