Pieniądze na kształcenie powinny iść za za studentem i wpływać na jego konto. To od jego wyboru zależałoby, do której uczelni trafią fundusze z budżetu państwa. W grę wchodziłyby zarówno uczelnie prywatne, jak i publiczne. Takie rozwiązania są zawarte w założeniach do nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, tzw. ustawy 2.0, przygotowanej przez Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej (PSRP). Nad jej projektem pracuje właśnie Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
– Przesyłanie środków na studia na rachunek studenta, choć z wykorzystaniem funduszy pożyczonych przez podatników, dałoby studentowi podmiotowość. Student miałby wolny wybór i byłby odpowiedzialny za swoje decyzje. Dałoby mu to ekonomiczną siłę w relacji z uczelnią – uzasadnia Tomasz Tokarski, przewodniczący Parlamentu Studentów RP.
Proponuje też, aby student po ukończeniu kształcenia był zobowiązany do zwrotu środków, które otrzymał na naukę. Instytucją kredytującą studia byłby Narodowy Fundusz Studiów. Osoby, które skończą naukę w gronie najlepszych, byłyby zwolnione ze spłacania zaciągniętego kredytu (w części lub całości). O tym, kto będzie studiował za darmo, decydowałaby też m.in. sytuacja materialna i przydatność do pracy.
Dzięki zmianom uczelnia miałaby większą motywację do podnoszenia jakości, bo to od liczby studentów zależałaby pula środków, którymi dysponuje. Student zaś, mając świadomość, że fundusze wydane na studia przynajmniej częściowo będą musiały być przez niego zwrócone, wybrałby studia, które pozwolą mu zarobić na spłatę.
Do finansowania uczelni powinien się też dołożyć samorząd terytorialny i ewentualnie prywatne firmy.