Ustawa czeka na podpis prezydenta. Miała wyjaśnić sporne kwestie na linii kopalnie – gminy górnicze, ale tak się nie stało. Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki, w niedawnej rozmowie z „Rz" nazywał to przejawem kolonializmu.
– Sprawa jest jasna. Podatek od wyrobisk był i jest, bo zapisany jest w ustawie o podatkach i opłatach lokalnych – mówi „Rz" Stanisława Bocian, wiceburmistrz Polkowic, gminy miedziowej (teren prac KGHM). – A w niej jest wyraźnie napisane, że podatek dotyczy budowli gospodarczych, bez rozróżnienia, czy są na ziemi, czy pod nią.
Samorządowcy pokazują dane resortu finansów: kopalnie powinny płacić ok. 100 mln zł rocznie (65 proc. węglowe, 35 proc. miedziowe). Jednak górnicy mówią co innego. – Gdyby kopalnie węgla kamiennego miały zapłacić zaległy podatek od wyrobisk, czyli dziur w ziemi, plus odsetki, to dałoby ponad 1,4 mld zł – wylicza Janusz Olszowski, prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.
By znieść sporny podatek, PJN zaproponował, by do gmin szło 90, a nie 60 proc. opłaty eksploatacyjnej (od każdej tony wydobytego surowca). Jednak tu protestował fundusz środowiska, którego wpływy by się zmniejszyły. Sprawa podatku jest więc dalej kością niezgody na linii gminy – kopalnie. Zresztą niejedyną. Obie strony spierają się też o szkody górnicze czy zabezpieczenia przeciwpowodziowe. Te ostatnie to np. problem Kompanii Węglowej i Gierałtowic. Chodzi o wykup terenów pod te inwestycje. Właściciele gruntów zażądali 15 razy więcej niż cena rynkowa. Jeśli Kompania nie zbuduje instalacji, istnienie jej kopalni Sośnica – Makoszowy nie ma racji bytu z powodów ekonomicznych. Gmina zapewnia, że spółkę stać na wykup gruntów i musi to zrobić, bo ponosi odpowiedzialność za skutki powodzi z 2010 r. (obniżenie terenu spowodowane eksploatacją).