Kolej dla samorządów, i co dalej

Za nami seria strajków w Przewozach Regionalnych. Jest ona konsekwencją systematycznej degradacji kolei pasażerskich

Publikacja: 14.09.2011 02:34

Red

Najpierw dusił je państwowy monopol, dla którego ruch regionalny był na końcu priorytetów. Nie inwestowano w lekki tabor, z powodu niewygodnych godzin kursowania zniechęcano do podróży, nie remontowano torów, rekompensując to wydłużaniem czasu jazdy.

Ale nikt z tym nie dyskutował, bo kolej była „państwem w państwie". Sama ustalała rozkład, uruchamiała pociągi i wyliczała koszty. System był zamknięty i nie wymagał zaangażowania z zewnątrz.

Starannie trzymany dystans do otoczenia powodował, że przez dziesięć lat transformacji kolej była autonomiczna i opierała się zmianom społecznym i gospodarczym. Było to jednak okupione utratą ładunków i pasażerów, a w konsekwencji załamaniem finansów i lawiną długów. Szybko pogarszająca się sytuacja zmusiła w końcu do refleksji nad efektywnością pieniędzy publicznych kierowanych na ruch pasażerski. Wraz z restrukturyzacją PKP sięgnięto więc po zachodnioeuropejski model organizator – wykonawca, czyli ideę zamawiania przez władze publiczne usług kolei i poddania ich publicznej kontroli.

Na początku bardzo słabe w tej roli urzędy marszałkowskie zaczęły się uczyć kolei. Zaczęły inwestować w tabor, weryfikować absurdalne godziny kursowania, przyglądać się kosztom i przychodom. Kolejnym krokiem była ocena kosztów. Przetargi zweryfikowały oczekiwania dotychczasowego monopolisty. Część konkursów wygrali nowi przewoźnicy, część PKP Przewozy Regionalne – ale źródłem cen nie był już monopol, lecz gra rynkowa.

I właśnie wtedy wymyślono „usamorządowienie", czyli koncepcję przekazania samorządom przewoźników kolejowych. Po niemal przymusowej komunalizacji miejsce kontraktu organizator – wykonawca i zalążków wolnego rynku wypełniła firma należąca do marszałków województw i kilka mniejszych samorządowych podmiotów. Żaden przewoźnik nie zaproponował nic nowego, ale zahamowano liberalizację zagrażającą wizji autonomicznej, potężnej kolei. I tak oto kolej zatoczyła koło, wracając do sprawdzonego modelu, w którym sama u siebie zamawia usługi i je wykonuje. Udoskonaliła go jednak o ostatni brakujący element – zaczęła sobie sama płacić i samemu się kontrolować.

W tej operacji udało się pominąć fakt, że zadania samorządów w żaden sposób nie obligują marszałków do posiadania firm przewozowych. Nakładają jedynie obowiązek organizowania i dofinansowywania komunikacji w regionie.

I skoro od początków gospodarki wiadomo, że można jeść pieczywo, nie będąc właścicielem piekarni, to dlaczego w usługach kolejowych nie jest analogicznie?

Jakub Majewski, Pracownia Polityki Transportowej Akademii Humanistycznej im. A. Gieysztora

Najpierw dusił je państwowy monopol, dla którego ruch regionalny był na końcu priorytetów. Nie inwestowano w lekki tabor, z powodu niewygodnych godzin kursowania zniechęcano do podróży, nie remontowano torów, rekompensując to wydłużaniem czasu jazdy.

Ale nikt z tym nie dyskutował, bo kolej była „państwem w państwie". Sama ustalała rozkład, uruchamiała pociągi i wyliczała koszty. System był zamknięty i nie wymagał zaangażowania z zewnątrz.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Internet i prawo autorskie
Bruksela pozwała Polskę do TSUE. Jest szybka reakcja rządu Donalda Tuska
Prawnicy
Prokurator z Radomia ma poważne kłopoty. W tle sprawa katastrofy smoleńskiej
Sądy i trybunały
Nagły zwrot w sprawie tzw. neosędziów. Resort Bodnara zmienia swój projekt
Prawo drogowe
Ten wyrok ucieszy osoby, które oblały egzamin na prawo jazdy
Dobra osobiste
Karol Nawrocki pozwany za książkę, którą napisał jako Tadeusz Batyr