Jesienią 2,5 tys. młodych lekarzy rozpocznie specjalizację za pieniądze z budżetu państwa. Chodzi o kształcenie w trybie rezydentur, które finansuje minister zdrowia. Podana liczba lekarzy rozpoczynających specjalizację to kropla w morzu potrzeb. Szpitale i poradnie borykają się z brakami kadrowymi i poszukują pilnie anestezjologów czy geriatrów. Chętni zaś nie dostaną się na wymarzone specjalizacje, bo nie wystarczy dla nich miejsc.
Są pieniądze...
Dlatego niektóre samorządy zaczęły szukać sposobów na wyjście z tej patowej sytuacji w podległych im szpitalach. Jak nieoficjalnie dowiedziała się „Rz", miasto stołeczne Warszawa samo chętnie wsparłoby kształcenie lekarzy, wykładając pieniądze na ich zatrudnienie w szpitalach. Miesięczna pensja jednego kształcącego się specjalisty kosztuje budżet państwa ok. 3,7 tys. zł brutto. Takie wsparcie nie jest jednak proste. Ekspert od prawa ochrony zdrowia twierdzi, że w przepisach jest luka, która to uniemożliwia.
...i bariery
– Utrudnia samorządom finansowanie lekarskich specjalizacji. Gdyby zdecydowały się na to, mogą narazić się na zarzut naruszenia dyscypliny finansów publicznych – zauważa Maciej Dercz, radca prawny.
Pierwszą barierę widzi w ustawie o zawodzie lekarza i lekarza dentysty. Jej art. 15 wskazuje, że pieniądze na kształcenie lekarzy minister zdrowia bierze z Funduszu Pracy i przekazuje je szpitalom. Takie same zapisy zawiera ustawa o szkolnictwie wyższym.
– Pewną furtkę daje ustawa o samorządzie województwa i ustawa o samorządzie gminy, bo one stanowią, że samorząd wykonuje zadania własne z dziedziny ochrony zdrowia. Kłopot w tym, że jest to szerokie pojęcie i nie wiadomo, czy mieści się w nim finansowanie specjalizacji lekarskich – tłumaczy Maciej Dercz. Jego zdaniem miasto stołeczne Warszawa będzie więc musiało zapytać o zgodę na takie działania Regionalną Izbę Obrachunkową. – Teraz może tylko sfinansować lekarzom jakieś podstawowe kursy, np. pierwszej pomocy – dodaje Dercz.