Kierownicze stanowisko w spółkach należących do samorządów uważane jest za lukratywną posadę. Nie dziwi to, jeżeli weźmie się pod uwagę zarobki. Nawet w małych gminach wynoszą one po kilkanaście tysięcy złotych brutto. Problem w tym, że praca na takim stanowisku jest związana z czteroletnią kadencją samorządu. Po niekorzystnym wyniku wyborów wielu prezesów czy członków rady nadzorczej żegna się z funkcją lub musi się pogodzić z niższym uposażeniem.
Takie zmiany zaszły także po ostatnich wyborach samorządowych. Najbardziej spektakularny przypadek miał miejsce w Starachowicach, gdzie zatrudnionemu na podstawie umowy o pracę wiceszefowi miejscowego zakładu wodociągów i kanalizacji nowo wybrany prezydent miasta obniżył pensję z 13 tys. zł do 1750 zł, czyli pensji minimalnej.
Także w innych samorządach po zmianie władz nastąpiła redukcja wynagrodzeń kierowniczych pracowników w podległych spółkach. Tak było m.in. w Ciechanowie czy w Kartuzach. Uposażenia menedżerów poszybowały w dół od 20 do 50 proc. w stosunku do dotychczasowego. Zredukowano też liczbę członków rad nadzorczych.
Nie zawsze takie decyzje są zgodne z prawem. Mogą więc skutkować procesami z kierownictwem miejskich spółek.
– Obniżanie pensji osobom pozostającym w stosunku pracy musi być obiektywnie uzasadnione z zachowaniem obowiązującego prawa. Prawo do ustalania wynagrodzenia nie oznacza automatycznie swobody do arbitralnej jego zmiany – podkreśla dr Daniel Książek z kancelarii Książek & Bigaj. – Jeżeli powodem zmiany wynagrodzenia nie jest np. sytuacja na rynku, ale polityka, mamy do czynienia z prawnie zakazaną dyskryminacją, a takie procesy mogą pracodawcę drogo kosztować – dodaje.