Rok temu zdarzały się przetargi budowlane, w których nie składano nawet jednej oferty. Wykonawcy mieli tak dużo innych zleceń, że nie byli zainteresowani zamówieniami publicznymi. Teraz to się zmieniło. Z danych przedstawionych przez prof. Andrzeja Borowicza z Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że o ile w grudniu 2008 r. średnio w przetargach na roboty budowlane składano mniej niż dwie oferty, o tyle w kwietniu tego roku średnia podniosła się do grubo powyżej pięciu.
Wydawałoby się, że to idealna sytuacja dla zamawiających. Okazuje się jednak, że niekoniecznie.
– Rodzi się niebezpieczeństwo, że wykonawcy będą zaniżać koszty i oferować ceny dumpingowe. Musimy na to bardzo uważać. Tym bardziej że w zdecydowanej większości jedynym kryterium oceny ofert jest cena – ostrzegał prof. Borowicz na zakończonej wczoraj w Toruniu dwudniowej konferencji „XV-lecie systemu zamówień publicznych w Polsce”.
Datę konferencji wybrano nieprzypadkowo. Przed 15 laty, 10 czerwca 1994 r., Sejm uchwalił ustawę o zamówieniach publicznych. W 2004 r. uchylono ją i zastąpiono prawem zamówień publicznych. Zdaniem niektórych nowa ustawa była zbyt restrykcyjna. Radca prawny Jerzy Pieróg uważa nawet, że zablokowała system zamówień publicznych.
– Zbiurokratyzowała procedury, wprowadziła rygorystyczne przepisy. Zamawiający zaczęli dbać o to, by przestrzegać przepisów, a nie o to, co kupią.