Projekt nowelizacji prawa zamówień publicznych już niebawem powinien trafić do Sejmu. Jego autorzy chcą przywrócić przedsiębiorcom prawo składania odwołań także w wypadku mniejszych przetargów. Dzisiaj wykonawca może odwołać się do Krajowej Izby Odwoławczej tylko wtedy, kiedy wartość zamówienia wynosi co najmniej 137 tys. euro lub 206 tys. euro (w zależności od tego, kto organizuje przetarg: administracja centralna czy samorządowa). Poniżej tych progów może jedynie składać protest. A ten jest rozstrzygany przez samego zamawiającego, który na dodatek może w ogóle pozostawić go bez odpowiedzi.
Jeśli Sejm zaakceptuje propozycje rządu, wykonawcy będą mogli składać odwołania także poniżej wspomnianych progów. – Uważam, że powinni mieć realną szansę na dochodzenie swoich racji. A żeby o tym mówić, ich decyzje muszą podlegać kontroli niezależnego organu, w tym wypadku Krajowej Izby Odwoławczej. Trudno za efektywną uznać procedurę rozstrzygania protestu przez samego zamawiającego – argumentuje Jacek Sadowy, prezes Urzędu Zamówień Publicznych.
Odpowiedzialni za przetargi urzędnicy boją się powrotu pieniactwa, przypominają, że niektóre firmy wykorzystywały odwołania do blokowania przetargów. Prezes UZP nie podziela tych obaw. – Wykonawcy nie będą mogli kwestionować poprawności ofert konkurentów. Prawo do składania odwołań będzie bowiem ograniczone tylko do niektórych decyzji podejmowanych przez zamawiających – mówi Jacek Sadowy.
W jakich zatem sytuacjach firma będzie się mogła odwołać do KIO? Gdy zamawiający wybierze bezprawnie jeden z trzech niekonkurencyjnych trybów (negocjacje bez ogłoszenia, wolną rękę lub zapytanie o cenę), niewłaściwie opisze sposób oceny spełniania warunków i bezpodstawnie wykluczy wykonawcę (lub odrzuci jego ofertę). W innych sytuacjach odwołania nie będą przysługiwały. Firmy nie będą więc mogły podważać poprawności specyfikacji istotnych warunków zamówienia czy wytykać błędów w ofertach innych wykonawców. Będą natomiast miały prawo bronić własnych ofert, jeśli zamawiający chciałby je bezpodstawnie odrzucić.
Zamawiający uważają, że przywrócenie prawa składania odwołań wydłuży mniejsze przetargi. – Z doświadczenia mogę powiedzieć, że część firm będzie składać odwołania tylko po to, aby opóźnić postępowanie – mówi Marek Okniński, dyrektor Biura Zamówień Publicznych w Urzędzie m.st. Warszawy. Jego zdaniem dotychczasowy system, w którym poniżej progów wykonawcy składają jedynie protesty, sprawdza się. – Protesty są składane na piśmie i dołączane do protokołów. Urzędnicy muszą się do nich ustosunkowywać, wiedząc, że ewentualne nieprawidłowości i tak wyjdą podczas kontroli – zaznacza.