Dziwi wobec tego, dlaczego w postępowaniach o zamówienia publiczne startuje u nas niewielka grupa firm.
Przygotowany dla Komisji Europejskiej raport analizujący zakres obowiązywania oraz efektywność stosowania regulacji prawnych zawartych w unijnych dyrektywach o zamówieniach publicznych ukazuje nasze przetargowe przepisy w dobrym świetle.
Tanio jak nad Wisłą
Należymy do krajów, w których koszty przeprowadzania postępowań są najniższe. Raport określał je m.in. za pomocą wskaźnika osobodni, czyli czasu, jaki pracownicy muszą poświęcić na przygotowanie postępowania – zarówno w instytucji zamawiającej, jak i w przedsiębiorstwach uczestniczących w przetargach. Polska w obu wypadkach plasuje się poniżej średniej dla 30 krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego (UE plus Norwegia, Liechtenstein i Islandia).
Najkrócej zamawiający przygotowują postępowania w Luksemburgu. Średnio zajmuje im to 11 dni. Ponad sześciokrotnie dłużej takie przygotowania trwają w Bułgarii. Przedsiębiorcy najszybciej sporządzają oferty we Francji i w Finlandii, gdzie zajmuje to przeciętnie dziesięć dni. Polska, gdzie trwa to dłużej tylko o jeden dzień, depcze im po piętach. Najgorszy wynik – 43 dni – odnotowano w Islandii.
Sporna ochrona
Również pod względem ochrony prawnej wypadamy nieźle. Polski system ochrony prawnej został wskazany w raporcie jako jeden z najkrótszym czasem procedur odwoławczych. U nas czas, jaki organ pierwszej instancji, czyli Krajowa Izba Odwoławcza, ma na rozpatrzenie odwołania, wynosi 15 dni, a np. we Włoszech jest to do 18 miesięcy (odwołania rozpatrują regionalne sądy administracyjne). Polscy oferenci narzekają jednak na wysokie koszty postępowań odwoławczych.