Sędzia nie może powiedzieć, że ma za dużo spraw, i przez rok nie podejmować czynności. Nie tędy droga – tak Sąd Najwyższy – Sąd Dyscyplinarny (sygnatura akt: SNO 6/15) uzasadniał wczoraj utrzymanie surowej kary dyscyplinarnej wymierzonej przez Sąd Apelacyjny – Sąd Dyscyplinarny (SA SD) w Łodzi. Ten ukarał sędziego przeniesieniem na inne miejsce służbowe. Z sądu rejonowego w Zgierzu ma trafić do sądu w apelacji warszawskiej.
Robił, co chciał
Co sędzia miał na sumieniu? SA SD uznał go za winnego tego, że w latach od 2011 do 2013 doprowadził do przewlekłości w 20 sprawach. Bezzsadnie odraczał i odwoływał rozprawy, nie podejmował czynności czy spóźnił się na jedną z sesji ponad godzinę i spóźnienia nie usprawiedliwił. Ponadto przekazał akta jednej ze spraw innemu sędziemu w wydziale, wiedząc, że sprawa ta od pół roku jest w jego referacie. Za każdy z tych czynów dostał kary upomnienia i nagany. Ostatecznie ukarano go przeniesieniem na inne miejsce służbowe.
Odwołania od wyroku złożył obrońca sędziego i zastępca rzecznika dyscyplinarnego. Pierwszy wnosił o zastosowanie łagodniejszej kary. Przekonywał, że sędzia nigdy nie sprawiał żadnych kłopotów. Ma 19-letnie doświadczenie w zawodzie. W ciągu kilku lat tylko raz zgłoszono względem niego uwagi. Zarzucał SA tendencyjność i brak obiektywizmu, podobnie zresztą jak rzecznikowi dyscyplinarnemu.
Sławomir Lerman, zastępca rzecznika dyscyplinarnego SO w Łodzi, chciał dla sędziego ze Zgierza najsurowszej kary: złożenia z urzędu. Zapewniał, że SA nie był tendencyjny, a on sam nieobiektywny tylko dlatego, że zna sędziów z SR ze Zgierza, bo nieraz go wizytował. Przypominał, że orzekając w wydziale karnym SR, sędzia został wcześniej ukarany wytykami i one nie spowodowały żadnej poprawy, wręcz przeciwnie.
Sam sędzia zabrał głos jedynie na krótką chwilę. Twierdził, że padł ofiarą własnej uczciwości, krytykował organizację pracy w wydziale, w którym orzekał. Jako przykład podał, że po powrocie ze zwolnienia lekarskiego przez miesiąc nikt nie wyznaczył mu żadnej sesji.