Bardzo ciekawe prace prezentują ci, którzy otworzyli się na niezwykły klimat miasta.
Angola, startująca po raz pierwszy w Biennale, zdobyła Złotego Lwa za wystawę Edsona Chagasa, którą artysta zrealizował we wnętrzach Pałacu Cini. Słynie on z kolekcji mistrzów renesansu, m.in. Botticellego. 36-letni Chagas te wielkie dzieła skontrastował ze swoimi fotograficznymi plakatami, piętrzącymi się na panelach. Fotografie przedstawiają fragmenty rozsypujących się murów i zabytkowych detali, skłaniając do refleksji nad niszczącym wpływem czasu. Ekspozycja stopniowo niknie w oczach, bo każdy może zabrać do domu dowolny plakat.
Alfredo Jaar, chilijski artysta mieszkający w Nowym Jorku, zrobił wierną kopię Giardini, jednej z głównych wystawowych przestrzeni z 28 pawilonami narodowymi (w skali 1:60) i umieścił ją na dnie sztucznego „basenu" w Arsenale. Zwiedzający czyhają z kamerami na moment, kiedy z błotnistych odmętów wynurzy się automatycznie ten sławny kawałek artystycznego lądu, niczym odnaleziona Atlantyda. To znakomita metaforyczna praca. Z jednej strony odwołuje się do mitu Wenecji jako miasta sztuki, z drugiej ostro krytykuje ideę narodowych podziałów na Biennale.
Imponującą „wenecką" pracę stworzył także w Arsenale Paweł Althamer. W kompozycji złożonej z 90 figur polski artysta sportretował współczesnych mieszkańców Wenecji. Twarze-maski mają ich rysy, ale polietylenowe ciała przypominają raczej szkielety w ekspresyjnym danse macabre. Massimiliano Gioni, dyrektor artystyczny Biennale, nazywa tę kompozycję „duchowym portretem miasta". Jednocześnie kontynuuje ona cykl zapoczątkowany przez artystę w 2011 roku w Berlinie. O ile jednak wcześniejsze postacie były białe, o tyle weneckie są szare.