To nie wystawa, to obłęd! Nakłania do chodzenia w trzech kierunkach jednocześnie, na symultaniczne penetrowanie kilku poziomów jaźni, na równoległy wgląd w tajniki techniki i zakamarki wyobraźni. Eksperyment krakowskiego Muzeum Narodowego związany ze Stanleyem Kubrickiem.
Pokaz tworzy iluzję obcowania z tym twórcą. Zdaje się, że podglądamy go na planie. Zaglądamy do wnętrza jego filmów. Wnikamy w myślenie.
W tym roku mija 15 lat od jego śmierci; dekada – od momentu, kiedy Christine Kubrick, wdowa po reżyserze, udostępniła na potrzeby filmu dokumentalnego wszystko, co zostało po nim w domu. W 25 pokojach nie było podziału na pomieszczenia prywatne i pracownie. Sprzęt filmowy, rekwizyty, dokumentacja, notatki, plany, rysunki, makiety mieszały się z tym, co potrzebne do zwykłego życia. Materiały gromadzone do przyszłych filmów nawarstwiały się na tym, co już zostało zużyte, przetrawione, wykorzystane.
Gdy próbuje się znaleźć określenie na metodę pracy Kubricka, nasuwa się jedno: całkowite zanurzenie. Przekopywanie się przez ten totalny świat zabrało prawie rok. W efekcie frankfurckie Deutsches Filmmuseum zaproponowało zorganizowanie prezentacji, która – na ile to możliwe – przybliży proces krystalizowania się wizji, ich materializowanie i realizację poszczególnych filmów.