Choć na wystawie jest zaledwie dziewięć płócien, ekspozycja oszałamia emanującą z obrazów radością malowania, nieomylnością malarskich rozstrzygnięć, współistnieniem witalności i melancholii. Pomyślana jako spotkanie, jest konfrontacją odmiennych, ale i wyraźnie uzupełniających się energii. A na dodatek nie ma tu żadnych oczywistości ani dających się łatwo zastosować etykietek: gdzie abstrakcja, gdzie ekspresja, kto nestor i mistrz, a kto uczeń i adept.
Stefan Gierowski, jeden z najważniejszych polskich twórców awangardy, klasyk nowoczesności (rocznik 1925), przez wiele lat prowadził pracownię malarstwa w warszawskiej ASP. Objął ją po nim uczeń Jarosław Modzelewski (rocznik 1955), twórca najpierw związany z rozpolitykowaną neoekspresjonistyczną Gruppą, ostatnio autor pejzaży i niepokojących martwych natur. W Zderzaku zobaczyć można pejzaże Modzelewskiego z motywem Wisły i jej rozlewisk oraz abstrakcyjne obrazy Gierowskiego z ostatnich lat, od 2004 do 2007 roku.
Można tę wystawę odczytywać na wielu poziomach. Najprostsza droga wiedzie przez krótką historię malarstwa: od przedmiotu do abstrakcji, od przedstawienia do znaku. Ale ta droga może być jeszcze krótsza i trwać tyle, co mgnienie, olśnienie – zmysłowa uroda płócien obu artystów we współczesnej polskiej sztuce konkurencji właściwie nie ma.
Trafność kolorystycznych decyzji Gierowskiego przyprawia o zawrót głowy. Kolor ma w jego malarstwie całkowitą autonomię, działa w sposób emocjonalny i czysty. W płótnach Modzelewskiego jest trudniejszy dla oka, bardziej wymagający, ukryty pod narracją. Modzelewski wiąże kolor z tematyką obrazu, podporządkowując go naturze. A że pokazuje w Zderzaku prace skupione wokół tematu wody, rzeki, przybrzeżnej przyrody – gama kolorystyczna płócien jest stonowana, pozbawiona drapieżnych efektów. Ostrości pozbawione są także tematy zwyczajne: postaci na łodziach, łodzie w zaroślach, drobne sylwetki w bezmiarze wód. Różnice między dwiema malarskimi postawami narzucają się same.
Sytuacja komplikuje się w miarę oglądania. Sąsiadujące ze sobą obrazy zaczynają wzajemnie na siebie wpływać. I oto niespodziewanie pejzaże Modzelewskiego w obecności płócien Gierowskiego pozbywają się balastu narracji.