Fotograf wielkich gwiazd

Specjalnością Irvinga Penna były zdjęcia mody i portrety. W Londynie trwa pokaz jego najlepszych prac

Publikacja: 16.04.2010 01:33

Ten portret Ala Pacino powstał w Nowym Jorku w 1995 roku; fot. Irving Penn

Ten portret Ala Pacino powstał w Nowym Jorku w 1995 roku; fot. Irving Penn

Foto: Archiwum

Zmarł pół roku temu, dokładnie 7 października 2009 r., w wieku 92 lat. Po kilku miesiącach londyńska National Portrait Gallery urządziła mu retrospektywę. Wiadomo, jaki to prestiż. Tym większy, że dotyczy fotografa mody… Ale w przypadku Irvinga Penna – nic szczególnego. Jego prace były wcześniej wystawiane w nowojorskich MoMA i Metropolitan Museum oraz innych znanych amerykańskich galeriach.

W Londynie pokazano 120 fotosów Penna z ostatnich siedmiu (!) dekad. W większości czarno-białe, wykonane w niezwykle szlachetnych i trwałych technikach silver oraz platinum. Ten sposób obróbki odbitek pozwala uzyskać ogromną precyzję najdrobniejszych detali, bogatą fakturę, a także efekt głębi nawet przy gładkim, płaskim tle. I jeszcze jedno: nie ma w nich ostrej, pustej bieli, lecz setki odcieni tonów jasnej szarości, ugrów, écru. Czerń przy tym jest aksamitna albo połyskliwa. Słowem to nie tyle zdjęcia, ile malarstwo. Nie darmo Irving, starszy brat reżysera filmowego Arthura („Bonnie i Clyde” to jego dzieło), studiował w filadelfijskim Instytucie Sztuki, a potem, pod koniec lat 30. i na początku 40., próbował sił jako malarz, następnie publikował rysunki w „Harper’s Bazaar”.

Pierwszą okładkę dla „Vogue’a” zrobił w 1943 roku – notabene była to jego premiera w fotografii kolorowej.

Jego styl? Można go określić jako nagi. Nawet jeśli figury pozostają całkowicie zakryte strojem i tak wydają się obnażone, zdane wyłącznie na siebie; na to, co naprawdę potrafią.

Zasada: jak najmniej dookoła postaci, jak najlepiej wyeksponowana sylwetka bądź twarz. Tej zasadzie pozostał wierny przez całe życie. Upierał się przy minimalistycznych, gładkich tłach, czasem ustawionych pod ostrym kątem. Swych bohaterów zapędzał w ślepe zaułki albo stawiał pod ścianą. Ten typ kompozycji dodawał kadrom dramaturgii, a uwagę odbiorcy koncentrował na twarzach, pozach i mowie ciała modeli.

Nic dziwnego, że niektórzy – jak Truman Capote czy Al Pacino – zdają się bronić, uciekać przed interwencją fotografa. Nawet lodowata i dominująca Marlena Dietrich wygląda na nieco poirytowaną, zerkając przez ramię na kamerę i fotografa. Jej wyraz oczu mówi: „Już dość, zostaw mnie samą!”. Natomiast księżna Windsoru, czyli słynna Wallis Simpson, wciśnięta przez Penna w wąski róg między dwoma ściankami nie traci zimnej krwi. Z takim samym opanowaniem doprowadziła Edwarda VIII do abdykacji…

Amerykańskiemu mistrzowi obiektywu bez oporu pozowali najwięksi ludzie epoki, genialni artyści wszelkich dyscyplin (m.in. Picasso, Dali, Strawiński, Pinter, Piaf) oraz top modelki. W przeciwieństwie do innych fotografów mody nie starał się ożywiać zdjęć ruchem, żywą gestykulacją, wyrazistą mimiką postaci. Uwielbiał statykę, swego rodzaju dostojeństwo, ponadczasową elegancję ruchu, sylwetki.

Wśród tysięcy zdjęć, jakie po sobie pozostawił, co najmniej 500 uchodzi za kanoniczne, w tym 160 okładek do „Vogue’a” i innych topowych magazynów. Lista uwiecznionych przezeń gwiazd przyprawia o zawrót głowy: czy był ktoś, kogo pominął?

Obok znanych twarzy Penn utrwalił dziesiątki anonimowych przedstawicieli społeczności „prymitywnych” (gros serii „dzikich” powstało w latach 70.) Proszę nie sądzić, że w tym przypadku zmienił koncepcję. Stąd ta sama pusta przestrzeń i nieruchome sylwetki ludzi. Jak etnograficzne dokumenty.

Ożenił się w 1950 roku ze swą ulubioną modelką Lisą Fonssagrives (ukrywała się pod ksywką „Bruno”) i pozostał z nią do jej śmierci w 1992 roku; ich syn Tom zajął się designem.

[i]Wystawa czynna do 6 czerwca[/i]

[i]Monika Małkowska, z Londynu[/i]

Zmarł pół roku temu, dokładnie 7 października 2009 r., w wieku 92 lat. Po kilku miesiącach londyńska National Portrait Gallery urządziła mu retrospektywę. Wiadomo, jaki to prestiż. Tym większy, że dotyczy fotografa mody… Ale w przypadku Irvinga Penna – nic szczególnego. Jego prace były wcześniej wystawiane w nowojorskich MoMA i Metropolitan Museum oraz innych znanych amerykańskich galeriach.

W Londynie pokazano 120 fotosów Penna z ostatnich siedmiu (!) dekad. W większości czarno-białe, wykonane w niezwykle szlachetnych i trwałych technikach silver oraz platinum. Ten sposób obróbki odbitek pozwala uzyskać ogromną precyzję najdrobniejszych detali, bogatą fakturę, a także efekt głębi nawet przy gładkim, płaskim tle. I jeszcze jedno: nie ma w nich ostrej, pustej bieli, lecz setki odcieni tonów jasnej szarości, ugrów, écru. Czerń przy tym jest aksamitna albo połyskliwa. Słowem to nie tyle zdjęcia, ile malarstwo. Nie darmo Irving, starszy brat reżysera filmowego Arthura („Bonnie i Clyde” to jego dzieło), studiował w filadelfijskim Instytucie Sztuki, a potem, pod koniec lat 30. i na początku 40., próbował sił jako malarz, następnie publikował rysunki w „Harper’s Bazaar”.

Rzeźba
Rzeźby Abakanowicz wkroczyły na Wawel. Jej drapieżne ptaki nurkują wśród drzew
Rzeźba
Salvador Dalí : Rzeźby mistrza surrealizmu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku