Klimat pamiętnego roku 1989 oddał w kilku kadrach. Spójrzcie, bo to nie do uwierzenia. Spontanicznie organizowana kampania wyborcza, ręcznie wypisywane odezwy, drukowane na nielegalnych powielaczach ulotki. Oto ulica sennego miasteczka, trzy babiny wyrywa z marazmu „wyborcza limuzyna”, w oknie której powiewa flaga z charakterystycznym napisem Solidarność. Z boku pojazdu – wezwanie do głosowania. Kobiety czytają, nie bardzo rozumiejąc treść. Wolne wybory? Powoli do nich, do całego narodu, dociera to niewyobrażalne: komuna pada.
Krassowski nie daje się ponieść euforii. Stara się zobaczyć rewers ogólnonarodowego uniesienia. Obserwuje dramat Stoczni, tej kultowej, najbardziej zasłużonej dla ustrojowych przeobrażeń – ale nierentownej, więc skazanej na likwidację. A co gorsze, na obojętność. Tak jak rosnące rzesze bezrobotnych, wpadający w ubóstwo emeryci, byli pracownicy rozwiązanych PGR-ów i w ogóle ci, którzy w III Rzeczpospolitej stracili grunt pod nogami. Ci starzy mężczyźni to chrześniacy Ignacego Mościckiego. Celebrują rocznicową popijawę. Bez bab, w dumnej samotności. One zaś kartkują, nie wiedzieć który raz, album z pamiątkowymi zdjęciami. Zawsze można znaleźć jakąś pociechę…
[srodtytul]Sukces w szczękach[/srodtytul]
A dno zawsze może być głębsze. Jak u sąsiadów zza wschodnich granic. Im Polska wydaje się eldorado. Ściągają tu nielegalnie, pracują na czarno lub żebrzą. Po 89 roku zmieniła się u nas kolorystyka twarzy. Koczowiska przy bazarach, na dworcach. Obok zaroiło się od rodzimych „przedsiębiorców”. W przejściach podziemnych ustawili się handlujący na „szczękach”. Rozkładane łóżka, stoliki, suszarki zakwitły towarem, konkurencyjnie tanim wobec sklepowego. Jak nie podziwiać tego warszawskiego cwaniaczka: w ustach pet, w ręku bilety na komunikację miejską; informacja naszyta na kurtkę. Jest samowystarczalny.
W pejzaż miejski na stałe wpisują się też uliczni muzycy, koncertujący za „co łaska”. Ale na atrakcje, które oferują, nie ma wielu amatorów. Co innego wybory Miss Polonii, zaczynające się od szczebla powiatu. Albo imprezy w klubach disco polo. Do wtóru swojskich rytmów płyną piwo, pot i kasa. Kto niezadowolony, może demonstrować w publicznym miejscu. Protestujący – w dowolnie wybranej sprawie – pojawiają się w stolicy z transparentami, czopują ruch; nic nie uzyskują i wracają z kwitkiem.
[srodtytul] Usta Mariana[/srodtytul]