Znacie Tarasina? Pewnie, jeden z najbardziej wyrazistych twórców w polskiej powojennej sztuce. Klasyk nowoczesności, zwinnie balansujący między realiami i abstrakcją.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9149,1,533083.html]Zobacz galerię [/link][/wyimek]
Zmarł rok temu, 8 sierpnia – o czym przypomina pokaz w Galerii Grafiki i Plakatu. Wyciągnięto cymelia. Starocie sprzed ponad półwiecza i nigdy niepokazywane nowości. Są też typowe "Tarasiny". Taki miniprzegląd życia. Na pozór niekonsekwentny. Żeby było widać, iż myśl twórcza wędruje meandrami i każdemu zdarza się odstępstwo od prywatnej ortodoksji.
Liczebnie dominują grafiki i gwasze; skalą górują płótna. Niespodziewanie, w poważnych, poetyckich pracach dostrzegłam nowe możliwości interpretacyjne. Po raz pierwszy zauważyłam w nich bajkowość. Dziecięcą radość. Żart z naukowej powagi. Przykładem czarno-biała "Kompozycja" (1982 rok), której powierzchnię pokrywają tajemnicze znaki-sylwety. Drobnica rozsypuje się wokół ciemnego, masywnego epicentrum. Zagęszczenie, zaczernienie tworzy iluzję głębi. Więcej – zdaje się, że to źródło życia. Jakby gdzieś ze środka płótna wypływały coraz to nowe formy.
A może malarz przejrzał sekret przedmiotów? Zauważył, że tak jak cały wszechświat, są w nieustannym ruchu. I na swój sposób to ujawnił, wybornie się przy tym bawiąc. Oto do pokoju włażą przez okno niezidentyfikowane obiekty latające. Rozprzestrzeniają się jak cząstki gazu; anektują wnętrze. Zmieniają kształty. Udają, że służą i podlegają ludziom, choć w istocie są krnąbrnymi grudkami samostanowiącej materii. Przypomniała mi się historyjka dla dzieci o literach, które wypowiedziały odbiorcom posłuszeństwo i uciekły z kart książki. Czy to aby nie pomysł Tarasina?