ELŻBIETA DZIKOWSKA: Panie profesorze, czy uważa się Pan przede wszystkim za grafika, czy malarza?
STANISŁAW FIJAŁKOWSKI: Nie jest to ważne rozróżnienie. Dobre grafiki robili przeważnie dobrzy malarze. Uważam się za malarza – ale grafika jest mi potrzebna, aby w innej niż malarstwo technice wypróbować tę samą myśl, by pokonać inne trudności.
ED: Czy grafika jest trudniejsza?
SF: Pod pewnym względem malarstwo jest istotnie łatwiejsze, nie stawia tak wielu ograniczeń jak grafika, nie stwarza takich przeszkód materialnych; stwarzanie sobie przeszkód jest jednak niezwykle podniecające – łatwa realizacja pomysłu może spowodować jego spłycenie. Człowiek, który maluje za długo, męczy się, musi więc robić coś innego, żeby zregenerować swoją wrażliwość, odpocząć. Lepiej, jeśli jest to działalność artystyczna leżąca w pobliżu głównego nurtu zainteresowań lub zabawa twórcza.
ED: Posługuje się Pan kamerą filmową. Czy także dla odpoczynku?