Jan Sawka. Bomba pełna energii

Za rok miała się odbyć premiera jego opus magnum, nad którym pracował 20 lat. Pożegnanie Jana Sawki

Publikacja: 18.08.2012 00:23

Grateful Dead, legenda amerykańskiego rocka, zamówił u Sawki scenografię do koncertów na 25-lecie ze

Grateful Dead, legenda amerykańskiego rocka, zamówił u Sawki scenografię do koncertów na 25-lecie zespołu

Foto: Getty Images

Półtoragodzinny spektakl multimedialny „The Voyage" to ilustrowana historia ludzkości, wierzeń, kultury, ustrojów politycznych. Ale też, a może przede wszystkim, historia Jana Sawki. Pokaz jego psychodelicznej wyobraźni, technicznej wirtuozerii, konsekwencji rzadko spotykanej w dzisiejszym świecie sztuki.

Twórca słynnych plakatów nie znosił kompromisów, a już na pewno nie uznawał ich w sztuce. Zawsze grał o pełną stawkę.

– Był śmiertelnie serio przekonany o swojej wielkości. Często stawiał się w kontrze do całego świata, miał pretensje do niego, że nie docenia jego wyjątkowości – mówi Tadeusz Nyczek, który poznał go w Krakowie. – Przyjechał po studiach we Wrocławiu. Był tak biedny, że nie stać go było na mieszkanie, wynajął jakiś garaż, w którym nocował i miał pracownię.

Początek lat 70. Twórcy polskiej szkoły plakatu zastygli w figurach międzynarodowych sław zajętych przygotowywaniem swoich retrospektyw i albumów. Wszyscy czekali na nowe rozdanie. Sawka zafascynowany amerykańską popkulturą, Andym Warholem i estetyką hipisowskiego lata miłości, zapatrzony w „Yellow Submarine" zaproponował przeciwieństwo języka lapidarnej metafory, czystej formy, oszczędności. Jaskrawy kolor, brak konturów, senna atmosfera, bezlitosny humor sprawiły, że szybko wszedł do pierwszej ligi. Rysował dla „Studenta" i „Szpilek", był dyrektorem artystycznym krakowskiego Teatru STU i warszawskiej Stodoły. Robił okładki książek i płyt. „Szalona Lokomotywa" była musicalem wystawianym w 1974 r., opartym na tekstach Witkacego. Na okładce płyty stwór pochodzący z onirycznych otchłani, łączący w jedną całość człowieka, ćmę i lokomotywę...

– Jego wyobraźnia nadawała na nieznanych w Polsce falach. Nie był lubiany przez starszych kolegów. Lenica, Tomaszewski byli wychowani jeszcze w micie skromnego artysty, którego świat musi odkryć. Sawka był już inny. Ale szanowali go wszyscy, bo wiedzieli, że jest naprawdę dobry, choć nieco pogardliwie nazywano go ilustratorem – wspomina Szymon Bojko, przyjaciel, krytyk sztuki.

W 1975 roku wygrywa 7. Festiwal Malarstwa Współczesnego w Cagnes Sur Mer i wyjeżdża najpierw do Paryża, a potem do Nowego Jorku. Już w Ameryce tworzy mit emigranta politycznego, prześladowanego w Polsce. – Drukował, co chciał i gdzie chciał. W więzieniu nie siedział, żadnych listów protestacyjnych nie podpisywał, na żadnej czarnej liście go nie było. A że mu cenzura to i owo wyrzuciła... Takie były zasady gry, każdy drukujący w sferze publicznej musiał się z nią liczyć. Wyjechał do Ameryki, bo miał wielką ochotę na karierę, wierzył, że na nią zasługuje. A co Polska mu mogła zaproponować? Gardził nawet Paryżem, upadłą stolicą sztuki. Tam mógł być co najwyżej jakimś malarzem salonowym, a on marzył o awangardzie, nowoczesności – uważa Nyczek.

Paradoks polega na tym, że wybrał Amerykę, gdzie sztuka to towar wyjątkowo niszowy.

– Kiedy przyjechałem do Nowego Jorku, odwiedziłem Janka – wspomina Rafał Olbiński. – Z żoną, małą córką i wielkimi płótnami gnieździł się w jednym pokoju w centrum Manhattanu. Zaimponowało mi to i nauczyło pokory. Miał już wtedy nazwisko, publikował w „New York Timesie", tyle że tak naprawdę nie przekładało się to na pieniądze.

Sawka robi coraz mniej plakatów, grafik, przerzuca się na płótna, które dla Amerykanów mają konkretną wartość. – Obrazy z pierwszej wystawy sprzedały się co do jednego. Śmiał się, że nie wie, co zrobić z taką kasą – mówi Czesław Czapliński, fotograf mieszkający wówczas w Nowym Jorku.

Dla Grateful Dead, bardów hipisowskiej psychodeli, projektuje oprawą plastyczną ich jubileuszowej trasy na 25-lecie grupy. Wielkoformatowa instalacja objeżdża 70 koncertów. Sawka zaczyna projektować pomniki (w Osace), wieże świetlne (w Abu Dabi), instalacje, rozpoczyna pracę nad filmem „The Voyage". Z grafika staje się artystą, architektem (zresztą studiował to w Zabrzu). Dużo jeździ do Japonii i Emiratów Arabskich, gdzie czuje się doceniany.

Wynosi się z Nowego Jorku, kupuje starą stodołę, przerabia na dom i pracownię, urywa kontakty. Próbuje wrócić jako rysownik w Polsce, ale ze wszystkimi się skłóca.

– To był rodzaj powtórnej emigracji. Miał dużo pretensji do świata. Gdyby w latach 70. został w Polsce, byłby drugi po Bogu, śnił o Ameryce, a ona go zjadła. Ale miejsca w historii światowego plakatu nikt mu nie odmówi – mówi Olbiński.

Umarł 9 sierpnia w swoim domu w High Falls na zawał serca. Miał 66 lat.

Półtoragodzinny spektakl multimedialny „The Voyage" to ilustrowana historia ludzkości, wierzeń, kultury, ustrojów politycznych. Ale też, a może przede wszystkim, historia Jana Sawki. Pokaz jego psychodelicznej wyobraźni, technicznej wirtuozerii, konsekwencji rzadko spotykanej w dzisiejszym świecie sztuki.

Twórca słynnych plakatów nie znosił kompromisów, a już na pewno nie uznawał ich w sztuce. Zawsze grał o pełną stawkę.

Pozostało 91% artykułu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl