Fala zainteresowania historią budynków ma realne przełożenie na to, jak je traktujemy. Jeżeli w świadomości społecznej dzięki kolejnym książkom, stronom internetowym, pracy zapaleńców uda się przekonać, że każdy budynek ma autora, datę powstania, styl, dokumentację fotograficzną, zaczyna być on podmiotem w dyskusji o mieście. Zaczyna być lepiej traktowany, przestaje być anonimowy. Dwa lata temu udało się przekonać opinię publiczną, że dworzec PKP w Katowicach jest potworkiem, reliktem komunizmu, nic tylko zburzyć i postawić coś nowego. Dziś, kiedy na wyburzenie został skazany budynek domu meblowego Emilia, trwa dyskusja, w którą włączył się nawet minister kultury i dziedzictwa narodowego.
- Przypadek Emili nie jest reprezentatywny. Jeżeli ten budynek ocaleje, to przede wszystkim na rangę instytucji, która znalazła w nim tymczasową siedzibę – uważa Rypson. - Bardzo ciekawym tematem jest dzisiaj Warszawa. Po pierwsze ludzie, którzy przyjechali tutaj 10, 20 lat temu okrzepli, zakorzenili się, przyszedł czas poznanie historii tego miasta. W tym zainteresowaniu historią swego domu, osiedla, jest tyle zwykłej ciekawości, co przeczucia , że w ten sposób budują też swoją tożsamość jako warszawiacy. Po drugie, cała Polska przygląda się, temu co dzieje się z tkanką miejską w stolicy, bo to tutaj zaczyna się wiele procesów, które później dotykają mniejsze ośrodki. Po trzecie, pamiętajmy, że Warszawa była zburzona w 90 % procentach, brak tu starej substancji architektonicznej. To miasto jest wielkim widmem, które aż prosi się o „zagospodarownie" i właśnie obserwujemy ten proces. Kościół katolicki, politycy, tradycjonaliści, nowocześni... - wiele środowisk próbuje wpisać to miasto w swoją narrację – dodaje Rypson.
– Dla mego pokolenia zainteresowanie modernizmem to kwestia budowania tożsamości – mówi Jan Strumiłło, rocznik 1979. – Chcemy być nowocześni, zachodni, kreatywni tak jak architekci działający w latach 30. czy 60. Im się udało. Zgadza się z tym Piątek: – Fala zainteresowania architekturą modernistyczną to rodzaj leczenia kompleksów. Okazuje się, że w tych przedwojennych czasach dyktatury pułkowników powstawała w Polsce wspaniała architektura. To samo działo się w latach 50. i 60, kiedy szalał stalinizm, był brak materiałów i planowanie centralne. U nas powstawały rzeczy na światowym poziomie, osiedla budowali uczniowie Le Corbusiera.
Przed kultem modernizmu przestrzega jednak Jarosław Trybuś, sam napisał książkę daleką od idealizacji przedwojennej Warszawy. Opisuje plany budwy dzielnicy marszałka Józefa Piłsudskiego na Polu Mokotowskim, bo w centrum nie było wystarczająco miejsca na tak monumentalne założenie. Składała się na nią dwukilometrowa, szeroka na 200 metrów aleja imienia patrona, wzdłuż której miały się ulokować gmachy Sejmu, ministerstw oraz gigantyczne mauzoleum z trumną Naczelnika, czyli Świątynia Opatrzności Bożej. Takiego projektu nie powstydziłaby się komunistyczna Moskwa czy hitlerowski Berlin.
Wiele wskazuje, że fala architektury jeszcze się nasili. Muzeum Sztuki Nowoczesnej zamówiło u Filipa Springera biografię Oskara Hansena. Raster wydaje kolejny album fotograficzny o latach 60., ambitne wydawnictwo 40 tys. ogłosiło konkurs na teksty o polskim postmodernizmie w architekturze...