Do świata sztuki wkracza pokolenie, które fotografować nauczyło się już nie na analogowych aparatach, ale na smartfonach. Ludzie, dla których naturalnym środowiskiem dla ich zdjęć nie są papierowe magazyny czy wystawy, ale internetowe portale społecznościowe. Nastolatki z przyrośniętymi do ręki telefonami, dla których naciskanie migawki jest rodzajem dziennika, notatnika, domagającego się natychmiastowego komentarza w sieci. Ludzie, którzy tym samym urządzeniem robią wizualne notatki i kręcą filmy.
Wystawa Karola Komorowskiego pokazuje, jak te zmiany dotknęły dzisiejszą fotografię. Twórca, rocznik 1994, jak większość swoich rówieśników fotografuje najbliższe otoczenie, co dla wielu jest dowodem na lenistwo, brak ambicji i egocentryzm. Mówi się nawet o pokoleniu „ja", zalewie fotografii autobiograficznej.
Na „Debiut" składają się dwa cykle. „W ciemnościach" to reportaż z imprez. Temat miejskiej młodzieży dorastającej w klubach to w światowej fotografii klasyk. Larry Clark, Nan Goldin, Ryan McGinley, Rinke Dijskra – brali się za niego najlepsi. Przewagą Komorowskiego nad światową konkurencją jest jego wiek. On nie musi niczego mitologizować, szukać sensacji, uogólnień. Pokazuje całujące się pary, spocone ciała, wyłaniające się z ciemności postaci. Uderza jednak całkowita zwyczajność, banalność tych kadrów.
Ciekawszy jest cykl „Koleżanki", na którym nastoletnie dziewczyny zajadają się bananami, lodami, arbuzami... Komorowski nawiązuje tu do słynnego cyklu „Sztuka konsumpcyjna" Natali LL z połowy lat 70. Ale o ile na tamtych zdjęciach pokazane było wyobrażenie rozpasanej konsumpcji, nierealnej przecież w czasach PRL, to u młodego twórcy koleżanki niczego nie muszą udawać. Na dołączonym filmie widać jak są znudzone. Więcej, dzisiaj towarem jest sama młodość. To ona jest tematem debiutanckiej wystawy.