– W całej Zachodniej Polsce oraz na Dolnym i Górnym Śląsku jest coraz trudniej zarówno o fachowców, jak i po prostu o ludzi gotowych do pracy. Nie tylko zgłasza się znacznie mniej kandydatów, ale też pracodawcy częściej narzekają na brak u nich doświadczenia i poszukiwanych kompetencji – twierdzi Tomasz Walenczak, dyrektor operacyjny w agencji zatrudnienia Manpower.
Według niego problemy dotyczą również miast i powiatów, gdzie bezrobocie – przynajmniej w statystykach – jest wysokie, np. Gorzowa czy Łodzi.
Kłopot dla rozwijających się firm
Tyle że statystyki nie do końca pokazują prawdziwą sytuację, co potwierdza przykład Wałbrzycha. Miasto przez lata mające problemy z bezrobociem ma teraz kłopot z zapewnieniem pracowników dla firm zlokalizowanych w regionie, zwłaszcza na terenie Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej (WSSE). – Problem mają zwłaszcza te firmy, które rozszerzają działalność, budują nowe zakłady albo przejmują produkcję z innych krajów. Miejscowy rynek pracy jest już mocno wydrenowany – mówi Małgorzata Adamczyk z departamentu komunikacji WSSE.
– Kwalifikacje kandydatów nie są dopasowane do oczekiwań pracodawców. W dodatku ponad połowa bezrobotnych to osoby długotrwale bezrobotne – wyjaśnia Justyna Piasecka, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w Wałbrzychu.
Kłopot z pracownikami zaczyna się w Nowej Soli. To 40-tysięczne miasto, które w ciągu pięciu lat poprzedzających kryzys 2008 roku przyciągnęło 12 fabryk, teraz stara się o przyciągnięcie trzech kolejnych. Jednak, choć w powiecie jest 23-proc. bezrobocie, a w samym mieście 12–13-proc., to działające tam firmy już narzekają na problemy kadrowe. – To problem systemowy, bo ludzie przyzwyczajają się do bezrobocia. Często jeśli ktoś nauczy się żyć za 800 zł, to za 1500 zł nie chce mu się pracować – twierdzi prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz.