Ze strachu np. przed brakiem cukru w sklepach wykupują go w całości. I wtedy rzeczywiście go brakuje!
Ten sam mechanizm może zadziałać teraz. Potęgując skutki kryzysu gospodarczego.
Do takiego wniosku prowadzą najnowsze badania Centrum Monitoringu Sytuacji Gospodarczej (CMSG) Rady Przedsiębiorczości. CMSG zapytało firmy o ocenę kondycji własnej oraz całej gospodarki. Ton odpowiedzi minorowy. Główne powody to spadek popytu i zatory płatnicze. Zamknięcie gospodarki dopiero na czwartym miejscu.
Popyt zależy od konsumentów. Ich nastroje pokazuje z kolei inne badanie. 61 proc. gospodarstw domowych uważa, że powrót życia bez obostrzeń nastąpi dopiero w nieokreślonej przyszłości. Nie wcześniej niż w połowie wakacji. Przy takich nastrojach trudno się spodziewać szybkiego wzrostu konsumpcji. Ludzie, obawiając się o przyszłość, ograniczą wydatki. Firmy doświadczą więc owego spadku popytu, którego tak się boją. Wpadną w kłopoty i... będą zwalniać ludzi. A ci wtedy powiedzą „obawialiśmy się tego i stało się!". Będzie to klasyczny wręcz przykład „samospełniającej się przepowiedni".
Nie oznacza to, że powinniśmy rzucić wszystko w kąt. Pobiec w te pędy do galerii handlowych. Wpaść w szał zakupów. To przesada. Optimum jak zwykle pośrodku. Osiągnąć go można tylko wtedy, gdy wszyscy – konsumenci/pracownicy, pracodawcy oraz administracja – wymieniać się zaczną informacjami i zaufają sobie nawzajem. Spokój społeczny przełoży się na powrót normalnego lub prawie normalnego poziomu konsumpcji. A to pozwoli firmom znowu rozwinąć skrzydła.