W drodze do ideału

W Europie Zachodniej, by zdobyć rozgłos, lepiej jest zatłuc całą rodzinę siekierą, niż stworzyć dzieło na miarę Nobla. Ofiary zbrodni zaś zwykle pozostawione są samym sobie.

Publikacja: 27.04.2008 20:51

Maciej Rybiński

Maciej Rybiński

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Dokąd dojdziemy, jeśli wszyscy opowiadają, w którym kierunku zmierzamy, ale nikt nie idzie sprawdzić, gdzie zajdziemy, jeśli będziemy szli.

Wpływy Polski w Europie i jej prestiż rosną. Z powodu głodowej śmierci więźnia w krakowskim więzieniu przy Montelupich podał się do dymisji rumuński minister spraw wewnętrznych. Niestety, prestiż Polski w Polsce nadal jest niski i z powodu kolejnych, tajemniczych samobójstw w celach więzień nie odnotowano żadnych polskich dymisji. Nie będzie też sejmowej komisji śledczej, bo aby zasłużyć sobie na komisję, trzeba zginąć we własnym domu, a nie w państwowym zakładzie karnym pod opieką fachowej służby penitencjarnej.

Nie będzie także komisji śledczej w sprawie śmierci Krzysztofa Olewnika, bo sprawa została ostatecznie wyjaśniona. Ryszard Kalisz i kilku prokuratorów przeprosiło bowiem rodzinę zamordowanego. Kalisz w eleganckiej frazie: – Jeśli coś było nie tak, to ja przepraszam. Przeprosiny ze strony organów państwa, głównie byłych, ze wskazaniem na subiektywny charakter krzywdy są najwyższą satysfakcją, na jaką może liczyć pokrzywdzony obywatel. Jeśli komuś za mało, niech się przeprowadzi do Rumunii.

Drugim, obok przeprosin, skutkiem rozgłosu wokół porwania i śmierci Krzysztofa Olewnika oraz ogromnego wzburzenia społecznego okolicznościami tej afery jest projekt Ministerstwa Sprawiedliwości usunięcia z kodeksu karnego zapisu, przewidującego karę dożywocia za dokonanie mordu ze szczególnym okrucieństwem lub z niskich pobudek.

Kara dożywocia za takie przestępstwo wydaje się widocznie ministrowi Zbigniewowi Ćwiąkalskiemu mało postępowa, po prostu wsteczna, nieelegancka i odbiegająca od standardów humanizmu. Niestety, dla porywaczy i morderców Krzysztofa Olewnika nowelizacja przyszła za późno i niektórych z nich, właśnie ze względu na szczególne okrucieństwo, posadzono na dożywocie. Ale dla następców to jednak prawdziwa jutrzenka nadziei.

Dla osób złych z natury, mściwych, tkwiących moralnie w ciemnocie pierwotnej, w atmosferze Kodeksu Hammurabiego i zasady "oko za oko", pozostaje tylko, dla zaspokojenia niskich instynktów, liczenie na pozakodeksową karę samobójstwa w celi. Szkoda tylko, że podlegają jej tylko ci, którzy wiedzą za dużo o innych albo zgłosili się na świadka koronnego. Kto nic nie wie, albo jest niezłomny, posiedzi sobie trochę i wyjdzie za dobre sprawowanie.

Ale by Polska mogła dołączyć do najbardziej postępowych społeczeństw świata, ministra Ćwiąkalskiego i grono najbardziej światłych profesorów prawa karnego, takich jak Marian Filar, czeka ogrom pracy. Przede wszystkim muszą przeorać świadomość społeczną, wyeliminować z niej bezrefleksyjną abominację wobec zbrodni i w centrum uwagi postawić przestępcę, objętą współczuciem ofiarę fałszywych stosunków społecznych, złego podziału środków materialnych i demoralizującego systemu wychowawczego. Do ideału nam jeszcze daleko i aby go osiągnąć, trzeba wykonać ogromną pracę. Trzeba wrócić do marksizmu, dla ostrożności nie powołując się na analizę społeczeństwa skonstruowaną przez klasyków i ich pogrobowców. Żeby nie odstraszać.

Trzeba całkowicie zanegować istnienie i wartość jednostki ludzkiej, podać w wątpliwość jej autonomiczną wolność i nierozłączne z nią poczucie odpowiedzialności. Winną indywidualnym zbrodniom musi być zbiorowość, a ich wytłumaczenia należy szukać w trudnym dzieciństwie przestępcy, braku miłości rodzicielskiej, wpływach otoczenia, warunkach materialnych i braku perspektyw. Gdyby ten postępowy nurt już się u nas przyjął, sprawcy zbrodni na Krzysztofie Olewniku dostaliby po parę lat i to w zawieszeniu, bo z pewnością dałoby się udowodnić, że nie tylko byli molestowani w dzieciństwie przez proboszcza, ale także odczuwali klasową nienawiść do syna bogatego przedsiębiorcy.

Darwinizm społeczny reprezentowany przez uczonych prawników zwanych nie wiadomo dlaczego liberałami (w ogóle ten termin został tak sprostytuowany, że powinien być zakazany) prowadzi do tego, że sprawcy przestępstw są otoczeni znacznie troskliwszą opieką państwa i jego instytucji niż ofiary. Zajmują się nimi psychologowie, socjologowie, instytucje penitencjarne i stowarzyszenia. W wielu krajach zachodniej Europy – naszego drogowskazu i kompasu moralnego – uwaga mediów skoncentrowana jest na zbrodniarzach. Drogi życiowej laureatów Nagrody Nobla nie analizuje się tak szczegółowo jak życiorysu pospolitego mordercy. Z punktu widzenia rozgłosu lepiej zatłuc całą rodzinę siekierą, niż stworzyć genialne dzieło. Ofiary zbrodni są pozostawione, jak Olewnikowie, samym sobie. Pełnią tylko rolę dowodu w sprawie i to nie zawsze wiarygodnego.

Prowadzeni przez światłych przewodników zmierzamy w tym właśnie kierunku. Będziemy się wkrótce rozczulać nad każdym mordercą i gwałcicielem, a państwo będzie go głaskać po główce, aby mu wynagrodzić krzywdy, uczynione przez społeczeństwo.

To, co zaczęło się od pazerności władców, kończy się kapitulacją władzy. Bo pozwolę sobie przypomnieć, że od czasów rzymskich do średniowiecza sądy orzekały zadośćuczynienie od sprawcy dla ofiary. Gdzieś od XIV czy XV wieku w to miejsce wprowadzono grzywnę. Był to wynalazek genialny, coś w rodzaju podatku od przestępstwa, albo opłaty za naruszenie monopolu na przemoc. Zamiast ofiary odszkodowanie kasuje państwo, które z tych pieniędzy może reedukować sprawcę i przywracać go na łono społeczeństwa. Nasza cywilizacja, za którą tak bardzo staramy się nadążać, zrobiła zwrot w kierunku cywilizacji opieki nad sprawcą, a nie nad ofiarą przestępstwa. Wydaje się, że to zwrot nad wyraz wątpliwy.

Już Cycero wiedział, że powszechnym kryterium odróżniania prawa od bezprawia musi być moralność. Nie można określać jako prawa każdego porządku ustawowego bez względu na jego zawartość, bo wówczas grozi niebezpieczeństwo - tak pisał Cycero dwa tysiąclecia temu - usankcjonowania prawa do rabunku, prawa do cudzołóstwa, prawa do podpisywania fałszywych testamentów, jeśli zostanie to uznane przez powszechny pogląd tłumów za dobre.

A tłum, zwłaszcza pohańbiony ciemnogrodem, wstecznictwem, brakiem światłości pójdzie, zawstydzony, gdzie go poprowadzą. Pod więzienie, sypać płatki róż na spacerniaku.

Autor jest publicystą i felietonistą dziennika "Fakt"

Skomentuj na blog.rp.pl/rybinski

Dokąd dojdziemy, jeśli wszyscy opowiadają, w którym kierunku zmierzamy, ale nikt nie idzie sprawdzić, gdzie zajdziemy, jeśli będziemy szli.

Wpływy Polski w Europie i jej prestiż rosną. Z powodu głodowej śmierci więźnia w krakowskim więzieniu przy Montelupich podał się do dymisji rumuński minister spraw wewnętrznych. Niestety, prestiż Polski w Polsce nadal jest niski i z powodu kolejnych, tajemniczych samobójstw w celach więzień nie odnotowano żadnych polskich dymisji. Nie będzie też sejmowej komisji śledczej, bo aby zasłużyć sobie na komisję, trzeba zginąć we własnym domu, a nie w państwowym zakładzie karnym pod opieką fachowej służby penitencjarnej.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości