Przed rozpoczynającą się dziś wizytą Radosława Sikorskiego w Waszyngtonie nie było jasne, czy szefowi polskiej dyplomacji uda się spotkać z kimś z przyszłej administracji Baracka Obamy i porozmawiać o tarczy oraz o stosunkach z Rosją. Sztab prezydenta elekta nie chce mieszać się do polityki zagranicznej przed styczniową inauguracją.
Polityczne zaplecze Obamy zdaje się jednak popychać go w bardzo konkretnym kierunku. Przed paroma dniami „Los Angeles Times” w komentarzu redakcyjnym wezwał Obamę, by nie wdawał się w retoryczne przepychanki, lecz rozważył wady i zalety tarczy i podjął decyzję korzystną dla Ameryki. Gazeta wylicza powody, dla których rozbudowa tego systemu może być wątpliwą inwestycją: technologia wydaje się bardzo zawodna, dalsza rozbudowa będzie niezwykle kosztowna, a zagrożenie ze strony Iranu wydaje się wyolbrzymione. „Jednocześnie tarcza stała się klinem wbitym między Moskwę i większość Europy” – stwierdza gazeta. Kierunek jej rozumowania i argumenty przejęte są wprost od czołowych, zwykle demokratycznych, tarczosceptyków takich jak kongresmenka z Kalifornii Ellen Tauscher, z którą zresztą ma się spotkać minister Sikorski.
[wyimek]„Los Angeles Times” w komentarzu redakcyjnym wylicza powody, dla których rozbudowa tarczy jest wątpliwą inwestycją [/wyimek]
Tarczosceptycy zapominają jednak o istotnym pytaniu: dlaczego tarcza stała się klinem. Jedna z prawdopodobnych odpowiedzi jest bowiem kłopotliwa dla zwolenników zbliżenia z Rosją: tarcza może dlatego stała się problemem, że Moskwa postanowiła zrobić z niej problem, by podzielić zachodnich sojuszników oraz pokazać, że wciąż ma głos w sprawach dotyczących obszarów dawnego imperium.
Postępowanie Rosji jest w gruncie rzeczy wielkomocarstwową wariacją strategii Korei Północnej: opiera się na zastraszaniu drugiej strony w imię pokoju i współpracy między narodami. Różnica między Moskwą i Phenianem polega na skali i realności gróźb.