Dobro dziecka kontra homoideologia

Robert Biedroń, broniąc przywilejów gejowskich, zapomniał o najważniejszym – o dobru dziecka. A właśnie ono powoduje, że obowiązują przepisy zakazujące dzikiej adopcji – pisze dziennikarz „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 12.11.2009 00:17

Wojciech Wybranowski

Wojciech Wybranowski

Foto: Rzeczpospolita

Rzeczpospolita” ujawniła, że aktywista ruchu gejowskiego Arkadiusz Karski apelował do kobiet w ciąży, by zrzekały się na jego rzecz praw do dziecka po jego urodzeniu. Tekst na ten temat wywołał burzę. Karski bowiem nakłaniał przyszłe matki, by definitywnie zrzekły się wszelkiej kontroli nad losami niemowląt, by ich życie powierzały w ręce ludzi, o których nie wiedziały nic. Na swojej stronie internetowej „O radości bycia gejem” instruował homoseksualistów zainteresowanych pozyskaniem w ten sposób dziecka: „Nie masz absolutnie nic do stracenia (...). Matka po dziecko nie wróci, a jeśli nawet, to po latach będzie za późno. Kosztów nie ma. Ryzyko żadne”.[wyimek]Aby chronić tych, którzy sami obronić się nie mogą, stworzono mechanizm kontroli przyszłych rodziców przez wykwalifikowanych urzędników i sędziów[/wyimek]

[srodtytul]System kontroli[/srodtytul]

Strona istniała w Internecie od dawna, ale dopiero publikacja „Rz” skłoniła policję do zajęcia się tym, czym w rzeczywistości był anons gejowskiego działacza – czyli nawoływaniem do popełnienia przestępstwa. A także (co w tym wypadku moim zdaniem może być najważniejsze) – działaniem na szkodę bezbronnego dziecka.

Jak komentuje tę sytuację działacz gejowski Robert Biedroń? Stwierdza, że „procedury adopcyjne są nieludzkie i archaiczne”. Ten argument może byłby trafny, gdyby użyć go kilkanaście lat temu. Pochodzące jeszcze z czasów PRL procedury rzeczywiście były powolne i niespełniające oczekiwań. Tyle że akurat w tej dziedzinie sytuacja się zmieniła na lepsze i zmienia się nadal.

Polskie prawo nadal oczywiście nie jest doskonałe. Istnieją jednak przepisy, które oprócz „uznania” przewidzianego dla ojca dziecka żyjącego z matką w związku partnerskim wprowadzają dwie możliwości „pozyskania” dziecka przez osobę lub osoby, które same nie mogą lub nie chcą być biologicznymi rodzicami. Chodzi o adopcję bądź przysposobienie niepełne.

Rzecz jasna w obu tych przypadkach – aby chronić tych, którzy sami obronić się nie mogą – stworzono mechanizm kontroli przyszłych rodziców przez wykwalifikowanych urzędników, a także sędziów sądu rodzinnego, przez szkolenie i pomoc psychologiczną. Wszystko po to, by zapewnić dziecku nie jakiegokolwiek opiekuna, ale opiekuna dobrego i odpowiedzialnego.

Opisywany przez „Rzeczpospolitą” działacz gejowski proponował jednak zainteresowanym „sprawieniem sobie dziecka” ominięcie tej procedury i nagięcie przepisów prawa. Zagrożenia takiej – propagowanej przez Arkadiusza Karskiego – „dzikiej adopcji” są olbrzymie. Dziecko może bowiem trafić na przykład do rodziny dysfunkcyjnej i być traktowane przez swoich nowych opiekunów – delikatnie mówiąc – nieodpowiednio.

[srodtytul]To nie wymysł[/srodtytul]

Robert Biedroń zarzucił mi, że posługuję się „fałszywym i funkcjonującym wśród nierzetelnych dziennikarzy” stereotypem geja pedofila. Trudno mi odpowiadać za stereotypy, jakie nasuwają się na myśl panu Biedroniowi, ale zapewniam, że w tekście, do którego działacz KPH się odnosi, nie było ani słowa o pedofilii. Łatwo sprawdzić.

Skoro jednak problem został poruszony, to warto zauważyć, iż przypadki pedofilii w środowiskach homoseksualnych nie są wymysłem nierzetelnych dziennikarzy. Nie dalej jak parę dni temu szkocki sąd wydał wyroki w sprawie siatki pedofilów rozbitej w 2007, na czele której czele stał James Rennie, czołowy szkocki działacz ruchu gejowskiego. Informowała o tym m.in. „Rzeczpospolita”.

Rennie był szefem pozarządowej organizacji LGBT Youth Scotland, pomagającej osobom o skłonnościach homoseksualnych, i zabiegał o wprowadzenie przepisów pozwalających gejom na adopcję dzieci. W piątek został skazany na dożywocie. Za co? Otóż ów aktywista gejowski gwałcił dziecko swoich przyjaciół, praktycznie od momentu jego urodzenia, aż do skończenia przez malucha czterech lat, kręcił o tym filmy i rozpowszechniał je przez Internet.

[srodtytul]Samokrytyka[/srodtytul]

Wracając do sprawy opisanej w moim tekście pt. „Homoseksualista szuka dzieci w Internecie”: Robert Biedroń twierdzi, że nie ma różnic w rozwoju psychofizycznym dzieci wychowywanych przez pary heteroseksualne i homoseksualne i powołuje się przy tym na badania i stanowisko Amerykańskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego z 2002 r. Przemilcza jednak fakt, że od samego początku owe badania były kwestionowane przez licznych psychologów, który wskazywali, że przeprowadzono je na zbyt małej i niereprezentatywnej grupie osób.

Natomiast wiele innych amerykańskich badań – powołajmy się tu na jedno bardzo znane, przeprowadzone przez Judith Stacey i Timothy’ego Biblarza w 2001 roku – pokazało, że dzieci wychowywane w związkach homoseksualnych trudniej dostosowują się do tradycyjnych ról społecznych, a młodzi ludzie wychowujący się w rodzinach homoseksualnych częściej niż inni rozważali lub odbywali akty seksualne z osobami tej samej płci.

„Stan histerii może pozbawić zdolności racjonalnego myślenia. Łatwo wtedy zapomnieć o kwestii najważniejszej – dobru dziecka” – pisze w swoim tekście pan Biedroń. To słuszna, acz pewnie niezamierzona samokrytyka. Histerycznie broniąc przywilejów gejowskich, zapomniał o najważniejszym – dobru dziecka. A właśnie ono powoduje, że obowiązują przepisy zakazujące nielegalnej dzikiej adopcji, którą propagował aktywista gejowski Arkadiusz Karski.

Rzeczpospolita” ujawniła, że aktywista ruchu gejowskiego Arkadiusz Karski apelował do kobiet w ciąży, by zrzekały się na jego rzecz praw do dziecka po jego urodzeniu. Tekst na ten temat wywołał burzę. Karski bowiem nakłaniał przyszłe matki, by definitywnie zrzekły się wszelkiej kontroli nad losami niemowląt, by ich życie powierzały w ręce ludzi, o których nie wiedziały nic. Na swojej stronie internetowej „O radości bycia gejem” instruował homoseksualistów zainteresowanych pozyskaniem w ten sposób dziecka: „Nie masz absolutnie nic do stracenia (...). Matka po dziecko nie wróci, a jeśli nawet, to po latach będzie za późno. Kosztów nie ma. Ryzyko żadne”.[wyimek]Aby chronić tych, którzy sami obronić się nie mogą, stworzono mechanizm kontroli przyszłych rodziców przez wykwalifikowanych urzędników i sędziów[/wyimek]

Pozostało 83% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości