Reklama
Rozwiń
Reklama

Skwiecińśki: gra Polska-Rosja trwa

Przed wizytą Dmitrija Miedwiediewa wyrażano nadzieję, że będzie ona przełomem w dziele pojednania między Polakami a Rosjanami.

Publikacja: 06.12.2010 20:00

Skądinąd były to oczekiwania nierealistyczne – Radosław Sikorski trafnie zwracał uwagę, że w polityce zagranicznej sukces buduje się latami i że „różnice interesów między Polską a Rosją nie znikną i nie rzucimy się sobie w ramiona w jakiejś słowiańskiej nirwanie”.

Nie zmienia to faktu, że wizyta jest krokiem w dobrą stronę. Wielkich konkretów Miedwiediew do Warszawy nie przywiózł. Ale fakt, że Rosja jest krajem, w którym decydenci wszelkich szczebli wsłuchują się uważnie w ton wypowiedzi przywódców, pozwala mieć nadzieję, że w wielu sferach różnej wagi konkrety mogą się pojawić. A ton wypowiedzi rosyjskiego prezydenta częściej napawa nadzieją niż niepokojem.

Trzeba zarazem stwierdzić, że choć ów ton jest życzliwy, to życzliwość ta jest kontrolowana i ma – wytyczone interesem politycznym – granice. Gdy rosyjski prezydent domaga się wyjaśnienia rzekomego problemu rzekomego zniknięcia dziesiątków tysięcy radzieckich jeńców w 1920 r. czy ucieka od konkretnej odpowiedzi na pytanie, czy czarne skrzynki z tupolewa zostaną przekazane Warszawie, słychać tony sprzed polsko-rosyjskiego resetu.

Można przypuszczać, że za ustępstwa w sferze symboliczno-emocjonalnej Kreml chce wysokiej ceny w sferze realnej. Co – dodajmy – od pewnego czasu wydaje się stałą metodą gry Moskwy wobec Warszawy. Najwyraźniej kremlowscy technolodzy uważają, że Polacy przykładają mniejszą wagę do konkretów niż do symboliki.

Polska władza jest w niekomfortowej sytuacji. Bo z jednej strony czuje przymus sukcesu – wiele postawiła na to, że odprężenie z Moskwą się powiedzie, więc bardzo zależy jej, by wizyta była oceniana jako sukces. Z drugiej strony jest pod naciskiem pisowskiej opozycji, dającej do zrozumienia, że PO to „ruska agentura”.

Reklama
Reklama

Rządzącym zastanawiającym się nad tym dylematem warto przypomnieć, że świat nie skończy się dziś ani jutro. Podstawowy polski atut, dla którego Kreml zdecydował się na reset – czyli silna pozycja Polski w UE – nie znika. Wręcz przeciwnie – w związku ze zbliżającą się naszą prezydencją w Unii ten argument stanie się jeszcze silniejszy. I o tym twórcy polskiej polityki powinni pamiętać.

Skądinąd były to oczekiwania nierealistyczne – Radosław Sikorski trafnie zwracał uwagę, że w polityce zagranicznej sukces buduje się latami i że „różnice interesów między Polską a Rosją nie znikną i nie rzucimy się sobie w ramiona w jakiejś słowiańskiej nirwanie”.

Nie zmienia to faktu, że wizyta jest krokiem w dobrą stronę. Wielkich konkretów Miedwiediew do Warszawy nie przywiózł. Ale fakt, że Rosja jest krajem, w którym decydenci wszelkich szczebli wsłuchują się uważnie w ton wypowiedzi przywódców, pozwala mieć nadzieję, że w wielu sferach różnej wagi konkrety mogą się pojawić. A ton wypowiedzi rosyjskiego prezydenta częściej napawa nadzieją niż niepokojem.

Reklama
Publicystyka
Stanisław Jędrzejewski: Media publiczne potrzebują nowego ładu
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Projekt ustawy o mediach publicznych na gruzach systemu
Publicystyka
Marek Cichocki: Czy Niemcom w ogóle można ufać?
Publicystyka
Estera Flieger: Konkurs na prezesa IPN wygrał Karol Polejowski, ale to i tak bez znaczenia
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Historyczna przegrana Unii Europejskiej
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama