Były naczelny „Wprost” - Marek Król, obecnie publicysta „Super Expressu”, pisze:

Jeśli ktoś jest głupi, to nawet w kościele baty zbierze - mawiał mój przedwojenny dziadek Stefan. Pewnie dlatego postępaki i autorytety oralne, jak M. Środa, J. Palikot czy K. Szczuka do kościoła nie chodzą. Trudno im jednak zrezygnować z okazji, jaką jest beatyfikacja, by wybatożyć słowem postępowym ciemny lud. Ich zdaniem Polacy niczego z nauk JP II nie zrozumieli (…) Jan Paweł II, kończąc prywatne spotkanie z gośćmi z Polski, żartował, że musi trochę popapieżyć. Niestety, Ojciec Święty zapomniał opatentować to słowo i teraz w Polsce papieży każdy głupiec (…) Beatyfikacja stała się okazją do poprawy samopoczucia głupców doskonałych. Mogli popapieżyć i poczuć się lepszymi niż reszta przypadkowego społeczeństwa.

Z kolei redaktor Tomasz Lis, sprytnie serfując na beatyfikacyjnej fali, stwierdza

Prawdę mówiąc, nie bardzo rozumiem całą tę ekscytację procesem beatyfikacyjnym. Ja nawet nie rozumiałem sześć lat temu transparentów z napisem „Santo subito". Ogromna większość obecnych wtedy w Rzymie uważała, że już santo, więc dodatek subito był bez sensu. Ale dobrze, ma Kościół swoje formalności, procedury i pieczątki, więc przypieczętowanie intuicji prostego ludu musiało potrwać. Bardziej niż szukanie dowodów na to, że święty jest błogosławionym, interesowały mnie luźne rozważania na inny temat. Mianowicie taki – o czym świadczy fakt, że ktoś stąd papieżem w ogóle został? I to w takiej sytuacji, w takim momencie (…) Papież nie zmienił też polskiego Kościoła. Widzieliśmy ten Kościół rok temu w momencie wielkiej próby. Zawiódł z kretesem. Stanął po jednej ze stron, całkowicie bezradny w intelektualnym ogarnięciu tego, co się działo, i w znalezieniu języka, jakiego potrzebowała tamta chwila. Kto sprawił, że nasz episkopat wygląda tak, jak wygląda? Pewnie hierarchia wygląda mniej więcej tak jak cały Kościół, ale czy w ciągu ćwierćwiecza nie można było uczynić więcej? Podział na Kościół „łagiewnicki" i „toruński" był dość prostackim uproszczeniem. Ale czy nie jest ciut bardziej autentyczny podział wiernych na „łagiewnickich” i „toruńskich”? Rok temu Kościół o tych pierwszych zapomniał.?

Szkoda, że Lis nie dodaje, po której stronie stanął polski Kościół przed rokiem. Swoją drogą, coraz częściej pan redaktor dostrzega u innych "intelektualną bezradność". Jak w takim razie nazwać to, co bez przerwy przytrafia się jemu samemu? I czy to nie jest przypadkiem już poza skalą?