Premier Donald Tusk powtarza ostatnio jak mantrę, że w tych wyborach każdy głos jest ważny. To, oczywiście, przesada. Ale teraz, jak nigdy dotąd, o tym, co będzie się działo po 9 października, może przesądzić kilkadziesiąt tysięcy głosów. Wiedzą o tym wszystkie sztaby.
A dwaj główni rywale, Platforma i PiS, w mniejszym stopniu Ruch Palikota, z sondaży uczyniły jeden z najważniejszych instrumentów tej kampanii. Sztabowcy idą spać, rozważając ostatnie wyniki, i wstają rano, myśląc o tym, jak będą w tym dniu wyglądały słupki poparcia.
Zarówno partia Donalda Tuska, jak i Jarosława Kaczyńskiego robi codziennie tzw. ilościówkę, czyli badania preferencji partyjnych.
Tych codziennych kampanijnych żniw Platformie dostarcza SMG/KRC. Dla PiS robi to zespół socjologa Tomasza Żukowskiego, w którym ankieterami są wolontariusze. – Przede wszystkim sympatyzujący z PiS harcerze, którzy siedzą przy telefonach – opowiada osoba z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego.
Zazwyczaj ostatnią osobą, którą codziennie widzi prezes PiS, w ostatnich tygodniach kampanii jest właśnie dr Żukowski. To on późnym wieczorem wchodzi do gabinetu z najświeższymi wynikami. – Im ich amplituda jest bardziej zmienna, tym większe rozedrganie prezesa – ujawnia jeden ze sztabowców PiS.