Obserwując perturbacje panów Święczkowskiego i Barskiego (posłów PiS, którym pan Marszałek Schetyna wygasił mandaty), zaglądam do kalendarza, liczę na palcach i pozieram do kodeksu postępowania administracyjnego (art. 57 i 58 dot. liczenia terminów). Zaglądam, liczę i pozieram, i rośnie we mnie uznanie dla nieznanego mi członka kierownictwa Platformy Obywatelskiej, który wykonał dla swej partii niezłą pracę sztabową.
Wyliczając dni, jakie pozostały do rozpatrzenia odwołania posłów elektów PiS i wydarzeń losowych, Dorn dochodzi do wniosku:
Jeśli SN ma dokonać rozstrzygnięcia przed pierwszym posiedzeniem Sejmu (8 listopada, początek posiedzenia o godz. 11), to po drodze mamy jednak weekend, czyli SN ma praktycznie na rozpatrzenie odwołania cztery lub (ach, te korki!) trzy dni. Uzyskanie orzeczenia SN przed wtorkiem, godzina 11-ta wydaje mi się raczej mniej niż bardziej prawdopodobne. I tu trzeba postawić pytanie, po co to wszystko, czy motywem działania PO jest wyłącznie gnębienie pp. Barskiego i Święczkowskiego oraz PiS-u, czy też może chodzi o sprawy poważne.
Według Dorna chodzi o pewność, że propozycja marszałka Sejmu zostanie przegłosowana:
Otóż moim zdaniem chodzi tutaj o sprawy bardzo poważne. Co bowiem ma się politycznie stać 8 listopada? Ma zostać wybrany Marszałek Sejmu. W procesie rządzenia to funkcja kluczowa, zawsze wyłaniała go koalicja rządowa, stanowisko Marszałka wchodziło w skład puli ustalanej w negocjacjach. I tu zaczynają się problemy. (...) Po pierwsze, koalicja rządowa PO-PSL jeszcze nie jest dogadana. Sądzę, że powstanie, ale proces negocjacyjny nie będzie łatwy. Nawet jednak zakładając, że do 8 listopada nastąpi uzgodnienie na linii PO-PSL w sprawie Marszałka, to zaczynają się kłopoty z arytmetyką polityczną.