Gdy tylko pomyślę słowo "naród", to przede wszystkim widzę się w szkole, w której z zapałem przyswajam wiedzę i poezję na temat narodu: że wielki, niezłomny, ale że bardzo wycierpiał. Absolutnie niesprawiedliwie. Na studiach na zajęciach z mesjanizmu dowiaduję się dodatkowo, że cierpienie to nie tylko istota narodu polskiego, ale też jego krzyż oraz europejska misja (bo Polska cierpi za inne narody). Notabene polscy mesjaniści w uznaniu zasług mają w Polsce swoje ulice, a inni więksi polscy filozofowie - nie.

Gdy myślę "naród", to wiem, że "to wspólnota etniczna i kulturowa, która powstaje w procesie dziejowym". Mówiąc prościej, to ludzie, którzy mówią tym samym językiem, czytali tego samego Mickiewicza i mają podobną wizję historii. To "swoi", a nie "obcy".

Zawsze mi się zdawało, że im mniejsza znajomość historii, tym bardziej sentymentalna jest wizja narodu i tym silniejsze buduje ona poczucie przynależności narodowej. Im wiedza historyczna jest bardziej realistyczna i rozległa, tym poczucie przynależności narodowej jest wątlejsze. Ale przeczy temu poeta Rymkiewicz, który ma przecież rozległą wiedzę historyczną, ale zarazem silne, poczucie przynależności narodowej. Ja też mam przynależność narodową (co poświadcza mój dowód i paszport), ale albo moja dumna z tego faktu jest mniejsza niż u poety Rymkiewicza, albo inaczej konstruuję "naród".

Bo "naród" to ideowa konstrukcja. Tym bardziej spójna, im mniej odpowiadająca rzeczywistości i bardziej ideologiczna.

Jednym słowem, o tym, czym jest dziś "naród", dowiemy się z ust i haseł nacjonalistów maszerujących 11 listopada ulicami Warszawy i pewno niejeden patriota się tą wiedzą zadziwi i przestraszy.

A ja nie chcę, by słowo "naród" - straszyło. Dawniej na marszach niepodległościowych bałam się ZOMO. Dziś muszę się bać tych, którzy ideę narodu i niepodległości zawłaszczają i okrawają do swoich ksenofobicznych horyzontów.

Bo gdy ja myślę "naród", to widzę Polskę nie tylko niepodległą, ale europejską, różnorodną, otwartą, bogatą, radosną i kolorową. O taką Polskę warto było walczyć i warto w niej żyć, uwzględniając nawet fakt, że żyją w niej również ci, co myślą zupełnie inaczej.

Kunszt, z jakim pani profesor racjonalizuje święte dla Polaków pojęcia, zaskakuje, bawi, ale i straszy. Bo swoje wizje Magdalena Środa nie tylko wykłada na łamach "Wyborczej", ale i wkłada do głów swoich studentów.