Fałsz berlińskiego wystąpienia Radosława Sikorskiego przejawiał się już w otwierającej je anegdocie. Polski szef MSZ opowiadał o upadku w roku 1989 jugosławiańskiego dinara (poprzez jego dodrukowanie) jako symptomie rozpadu Jugosławii i snuł analogię z obecnym losem Europy po ewentualnym załamaniu się euro.
A przecież Jugosławia przestała istnieć nie z powodu kłopotów walutowych. Przestała istnieć, bo była tworem sztucznym, podtrzymywanym jedynie siłą martwej już komunistycznej ideologii. Jeśli Sikorski szuka tu analogii to może go ona zawieść na manowce i dostarczyć argumentów akurat jego oponentom.
Publicysta „Uważam Rze” wyciąga z tego wnioski:
Z kulawej analogii nie mogła się narodzić klarowna myśl. Zresztą można odnieść wrażenie, że Sikorski zrobił wiele aby ją nieco zamaskować. Jednak przebijała ona przez kolejny dziwaczny łamaniec. Z jednej strony polski minister przyznał rację eurosceptykom – do autentycznej wspólnoty potrzebna jest autentyczna świadomość. Z drugiej przekonywał, że ta świadomość już jest: czujemy się przecież Europejczykami. Z pewnością czuliśmy się Europejczykami już kilkadziesiąt czy nawet 200 lat temu. Ale europejskim narodem politycznym z pewnością nie jesteśmy.
Zaremba dodaje: