Pan premier Pawlak pozwolił sobie zredukować kobiety do ich biologicznych, rozrodczych funkcji i "nagradzać je" biedą, gdy będą pokornie je spełniały: dużo rodzisz, mało pracujesz i masz tak niewielką emeryturę (lub żadnej), że liczysz wyłącznie na zarobki, wierność i zdrowie własnego męża.
Dla Pawlaka to "tradycja", choć sam cieszy się swobodą i sporą niezależnością finansową. Zapewne premier Pawlak jest wiernym i hojnym mężem dla swojej żony. Nieczęsty to przypadek. Zapewne nie musi się ona bać o swoją starość, bo urodziła mu dzieci. Państwo jej nie pomoże, ale mąż - może tak. No chyba, że pozna jakąś młodszą kobietę. Bardzo wielu panów znajduje sobie młodsze partnerki, a organizacja nowego życia nie pozwala im na płacenie przyzwoitych alimentów, nie mówiąc już nic o wspieraniu byłej żony w wieku emerytalnym.
Zdaje się, że "tradycja" to ulubione pojęcie filozof i etyk.
Za słowem "tradycja", "obyczaj", "powołanie", kryje się często rażąca niesprawiedliwość wobec kobiet. (…) Dlaczego mężczyźni mogą "w majestacie prawa obyczajowego" przerzucać obowiązki opieki na kobiety, mimo że ich warunki materialne, siła i zdrowie jak najbardziej predysponują ich do funkcji opiekuńczych? Dlaczego ich nie pełnią?! Taka tradycja.
Itp., itd. I konkluduje, cytując list swojej czytelniczki Renaty Zdunek, która pisze: