Po każdej kolejnej lekturze dzieł mediów Agory, coraz bardziej dochodzę do wniosku, że powinniśmy codziennie dziękować Bogu (ekhm, przepraszam, Wszechświatowi), że jest "Gazeta Wyborcza". Kto inny równie jasno i przystępnie mówiłby nam, co i jak myśleć? Szczególnie, że jako medium wybitnie tolerancyjne, pozwala nam nawet być konserwatystami. Oczywiście nie byle jakimi. Nowoczesnymi (czy to nie jest przypadkiem oksymoron?). O tym, jaki jest prawdziwy - czyli nowoczesny - konserwatysta, mówi Dominika Wielowieyska w całkowicie wolnym od manipulacji i ulubionego przez prawicę "piętnowania" tekście.
Czy fakt, iż premier Donald Tusk ostro potraktował ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, oznacza, że konserwatywni wyborcy PO zostali wystawieni do wiatru? Takie opinie pojawiły się w prawicowych mediach. Podtekst jest dość wyraźny: kochani, chodźcie do PiS, bo w Platformie konserwatyści są w defensywie. Ale tu poruszamy istotną kwestię: jak dziś definiujemy konserwatyzm?
- pyta publicystka. I ma gotową odpowiedź.
W wydaniu PiS to przede wszystkim wiara w zamach pod Smoleńskiem. No i jeszcze to, co w kwestiach światopoglądowych prezentuje posłanka PiS Krystyna Pawłowicz, która gejami się brzydzi i uważa, że związki homoseksualne są jałowe, więc nie mają prawa istnienia. Jak rozumiem, Krystyna Pawłowicz sądzi, że bezdzietne małżeństwa heteroseksualne też trzeba potępić. (...) To nie są poglądy konserwatywne, lecz prymitywne. Wynikają z bezmyślnego strachu przed tym "innym", bo jak ktoś odstaje, to można go zgnoić. Dziś konserwatyzm czy prawicowość trzeba definiować na nowo.
- zauważa i łaskawie tłumaczy, na czym ten nowy konserwatyzm musi polegać.